W ostatnich miesiącach wyraźnie zwiększa się nasilenie różnych pozytywnych zjawisk dookoła dyskursu mody. Mnie to strasznie cieszy, bo narzekanie na małą ilość sensownych publikacji i wydarzeń związanych z modą naprawdę mnie już znudziło. Sama dostaję od swoich czytelników sporo korespondencji na ten temat, z której to korespondencji wynika między innymi, że ów głód teorii doskwiera nie tylko mnie, ale także wielu innym osobom, zaangażowanym w najróżniejsze dziedziny naukowe czy artystyczne. Może nadchodzi wreszcie czas, żeby modowy dyskurs odbrutalizować, posprzątać teoretyczny bałagan - pokrótce, żeby podjąć autentyczny wysiłek zrozumienia tego zjawiska, z którym codziennie mamy do czynienia. Bardzo fajne rzeczy działy się pod koniec ubiegłego roku w Warszawie. W ramach niezależnego festiwalu "Warszawa jest kobietą" na początku grudnia odbył się event modowy z naprawdę ożywczym zamysłem. Podczas wieczoru poświęconego historii polskiej mody miała miejsce między innymi dyskusja panelowa z udziałem Barbary Hoff, Grażyny Hase i Natalii Jaroszewskiej. Pośród anegdot można było spokojnie wychwycić, jak wiele luk istnieje w polskim wyobrażeniu, o tym czym była moda przez ostatnie pięćdziesiąt lat. Było nawet trochę krzyku o mit złego/dobrego peerelu, trochę fochów nad historią, z którą nigdy nie wiadomo, co właściwie zrobić. Z mojej perspektywy jest tak, jakby po drodze gdzieś coś pękło: jakby modowe opowieści z tego czasu gdzieś się ulotniły, tak jak ciuchy vintage z Mody Polskiej czy Hofflandu. Układanki nie zapełniły ani fantastyczne fotografie z peerelowskich "kampanii reklamowych", ani zjawiskowe rekonstruktorki z grupy "Bluszcz", ani nawet mówiąca głosem rozsądku pani krawcowa, demonizująca zalew chińszczyzny. Głód pozostał, ale już kilka dni później miało miejsce kolejne wydarzenie modowo-popularyzatorskie: zorganizowany przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych Ę "Projekt szablonowy". Żałuję, że nie miałam możliwości ogarnąć sporej ilości zjawisk dookoła projektu, ale akurat okazało się, że był to gorący przedświąteczny czas. I właśnie ta najciekawsza część - a więc de- czy re-konstrukcja starych szablonów krawieckich umknęła mi, więc nie wiem, jak to wyszło. Jednak dyskusja (ja mam umysł ścisły, mnie interesują wyłącznie dyskusje ;-D) na temat mody vintage w Powiększeniu była lekko nieudana. Oprócz Barbary Hoff i Tadeusza Rolke zaproszono do udziału projektantki Green Establishment. Zabrakło niestety Anny Pełki, autorki książki "Teksas-Land" z 2007 roku, na którą w tej dyskusji chyba najbardziej liczyłam. Pomysł był doskonały, ale chyba w całej sprawie zabrakło jakiejś energii porządkującej: od anegdoty do bąkniętej uwagi coś majaczyło, ale chyba nie do końca wiadomo, co. Wszyscy wiemy, że moda vintage jest fajna, że jest coś ekscytującego w samej idei vintage, ale z tej dyskusji nikt raczej mądrzejszy nie wyszedł. Kamila Kanclerz z GE z przekąsem przyznała, że ona o modzie vintage "to będzie raczej tak pierdoliła" - no i niestety było to dość trafne sformułowanie. Ponieważ pośród zdawkowego komentowania obrazków z projektora i ewokacji w stylu "vintage to Polowanie na Muchy i bohaterki starych filmów czytające Antropologię strukturalną" w tej dyskusji nie można było wychwycić nic naprawdę ważnego. Jednakowoż, mam wielką nadzieję, że Projekt szablonowy - idea genialna i ze wszech miar chwalebna! - wkrótce znowu da o sobie znać jakimś ewentem i tym razem wyjdę całkiem usatysfakcjonowana, a mój głód dyskusji zostanie zaspokojony.Tymczasem możecie śledzić ich superowy blog z dużą dawką vintage fotografii.
Z innej beczki - modowym światkiem potrząsnęła ostatnio 13letnia Tavi Gavinson, która nie tylko stała się bardziej rozpoznawalna niż wielu etatowych krytyków mody, nie tylko jest zapraszana na Haute Couture Diora, gdzie siedzi w pierwszym rzędzie - ale przede wszystkim na swoim poczytnym blogu ostro polemizuje z głośnym tekstem, który w niedawnym numerze Guardiana opublikowała Tanya Gold. Słowa "Dlaczego nienawidzę mody" w ciągu ostatnich dni nabrały tyle kolorytu semiotycznego, że wszyscy zagryzają pazury i myślą sobie - po co latami pracować, jak można zdobyć sławę w 5 minut. Osobiście nie dziwię się wielu starym wyjadaczom, że Tavi tak ich złości. Niemniej ta polemika być może zaostrzy pole walki o modowy dyskurs i tym samym wyjdzie wszystkim tylko i wyłącznie na zdrowie. Wkrótce postaram się tu coś o tym tekście skrobnąć. Bloggerzy modowi dają się we znaki establishmentowi. Koleżanki z bloga obok informują o konferencji, która w Nowym Jorku odbędzie się w czasie jesiennego Fashion Weeka, gdzie wszelkiej maści Independent Fashion Bloggers pierwszy raz na taką skalę będą na świeczniku jako opiniotwórcze media modowe - ain't that cool? Wiele wskazuje na to, że podoba konferencja (mutatis mutandis) może mieć miejsce również u nas - szczegóły tutaj. Wydaje mi się, że byłoby to wydarzenie trafione w dziesiątkę. Blogi modowe w Polsce są naprawdę popularne - same blogi "szafiarskie" odnotowują miesięcznie grubo ponad milion odsłon - to całkiem sporo. Póki co bloggerki trafiają do mediów poza internetem w ramach sezonowej atrakcji, ale myślę, że wkrótce wiele z nich będzie mieć ważny głos w różnych dziedzinach dookoła mody. Wprawdzie Polska cierpi na od dawna na uwiąd modowego dyskursu krytycznego: mało jest mediów, które poza ciuchami i celebrytami zajmowałyby się po prostu modą. Ale najwyraźniej idzie ku lepszemu. Nie mówię tu, że w Polce potrzeby jest Vogue (to jak będziemy więcej zarabiać), ale coś na miarę Popu czy Dazed and Confused to by się przydało. Pożyjemy, zobaczymy. Mnie osobiście język mody w Polsce przypomina taką "terra ubi leones" - strach wychodzić bez maczety czy jakiejś grubszej broni, a argumenty są zazwyczaj z rodzaju tych najprymitywniejszych. Mnie akurat nie obchodzi, czy ci lub owi są z nami, czy przeciwko nam - ja chciałabym coś konstruktywnie robić. Wiecie, marzyciele istnieją ;-D Dostała się niedawno w moje ręce polska książka krytyczna o modzie. Tak, tak! Istnieją takie rzeczy. Zbiorek "Rozkoszna zaraza" wydany przez PWN jest momentami nawet błyskotliwy. Pierwsze słowa: "Moda jest narzędziem wyzwolenia" naprawdę prowokują czytelnika. Jednak książka o modzie, którą napisało do spółki kilku facetów koło trzydziestki wydaje mi się delikatnie mówiąc podejrzana - jak przeczytam, to zrecenzuję. Jednak pokazy są teraz sprawą najważniejszą. Zatem: do Paryża!
Dzisiaj weźmiemy sobie na tapetę JPG i Valentino. Jean Paul Gaultier jak zwykle tematycznie - tym razem wybrał się do Meksyku. Inspiracje etniczne szerokim gestem zostały inkorporowane do tej kolekcji: jest to Meksyk kiczowaty i filmowy. Są tu kapelusze a la sombrero, frędzle, barwne chusty, warkoczyki, kwiaty, cygara, pasy, palmowe liście. Może jest to wszystko mniej spektakularne niż u Diora, ale Gaultier trzyma się swoich zasad. Co najważniejsze - nawet swoje najbardziej szalone projekty realizuje przy pomocy doskonałych konstrukcji i bardzo solidnego krawiectwa. Chirurgiczna precyzja, tak mogłaby się nazywać monografia Gaultiera. Jest jakieś historyczne vertigo, gdy się ogląda te projekty: meksykański kapelusz i wyplatana sukienka w formie gorsetu. Szalony, co? Klimat etno jest zawsze in w czasie lata, w tym wydaniu będzie na pewno niezwykle wpływowy! Od jutra poluję na coś w palemki!
Valentino zmienił dzięki bogu ekipę, a Maria Grazia Chiuri i Pier Paolo Piccioli robią ostatnio pod auspicjami ten marki rzeczy świetne! Tym razem i oni poszli w trybal. Widać tu wyraźnie wpływ np. Rodarte, ale wszyscy zgodnie podkreślają, że to sprawka filmu Avatar. Niestety nie byłabym w stanie czegoś takiego obejrzeć, ale znawcy pewnie mają rację. Nie wiem, czy było coś takiego w Avatarze, ale ten pokaz to głównie marszczenia i draperie. Szyfon przyszpilony prawie do ciała - tę melodię już znamy z Ameryki... Majaczą gdzieś najróżniejsze inspiracje, ale projekty są bardzo wyraziste. Może nawet momentami za bardzo. Gdyby mi to ktoś podstępnie pokazał przedtem i kazał ocenić, czyja to kolekcja - nigdy nie powiedziałabym Valentino. No - nowa jakość się tworzy przed naszymi oczami! Za dużo tu show jak na Valentino, ale chyba młodość musi się wyszumieć. Różnie można na to patrzeć - za kilka tygodni zobaczymy następną ich kolekcję, to się przekonamy, czy coś w tym naprawdę jest. No ale buty - genialne!!!
Z innej beczki - modowym światkiem potrząsnęła ostatnio 13letnia Tavi Gavinson, która nie tylko stała się bardziej rozpoznawalna niż wielu etatowych krytyków mody, nie tylko jest zapraszana na Haute Couture Diora, gdzie siedzi w pierwszym rzędzie - ale przede wszystkim na swoim poczytnym blogu ostro polemizuje z głośnym tekstem, który w niedawnym numerze Guardiana opublikowała Tanya Gold. Słowa "Dlaczego nienawidzę mody" w ciągu ostatnich dni nabrały tyle kolorytu semiotycznego, że wszyscy zagryzają pazury i myślą sobie - po co latami pracować, jak można zdobyć sławę w 5 minut. Osobiście nie dziwię się wielu starym wyjadaczom, że Tavi tak ich złości. Niemniej ta polemika być może zaostrzy pole walki o modowy dyskurs i tym samym wyjdzie wszystkim tylko i wyłącznie na zdrowie. Wkrótce postaram się tu coś o tym tekście skrobnąć. Bloggerzy modowi dają się we znaki establishmentowi. Koleżanki z bloga obok informują o konferencji, która w Nowym Jorku odbędzie się w czasie jesiennego Fashion Weeka, gdzie wszelkiej maści Independent Fashion Bloggers pierwszy raz na taką skalę będą na świeczniku jako opiniotwórcze media modowe - ain't that cool? Wiele wskazuje na to, że podoba konferencja (mutatis mutandis) może mieć miejsce również u nas - szczegóły tutaj. Wydaje mi się, że byłoby to wydarzenie trafione w dziesiątkę. Blogi modowe w Polsce są naprawdę popularne - same blogi "szafiarskie" odnotowują miesięcznie grubo ponad milion odsłon - to całkiem sporo. Póki co bloggerki trafiają do mediów poza internetem w ramach sezonowej atrakcji, ale myślę, że wkrótce wiele z nich będzie mieć ważny głos w różnych dziedzinach dookoła mody. Wprawdzie Polska cierpi na od dawna na uwiąd modowego dyskursu krytycznego: mało jest mediów, które poza ciuchami i celebrytami zajmowałyby się po prostu modą. Ale najwyraźniej idzie ku lepszemu. Nie mówię tu, że w Polce potrzeby jest Vogue (to jak będziemy więcej zarabiać), ale coś na miarę Popu czy Dazed and Confused to by się przydało. Pożyjemy, zobaczymy. Mnie osobiście język mody w Polsce przypomina taką "terra ubi leones" - strach wychodzić bez maczety czy jakiejś grubszej broni, a argumenty są zazwyczaj z rodzaju tych najprymitywniejszych. Mnie akurat nie obchodzi, czy ci lub owi są z nami, czy przeciwko nam - ja chciałabym coś konstruktywnie robić. Wiecie, marzyciele istnieją ;-D Dostała się niedawno w moje ręce polska książka krytyczna o modzie. Tak, tak! Istnieją takie rzeczy. Zbiorek "Rozkoszna zaraza" wydany przez PWN jest momentami nawet błyskotliwy. Pierwsze słowa: "Moda jest narzędziem wyzwolenia" naprawdę prowokują czytelnika. Jednak książka o modzie, którą napisało do spółki kilku facetów koło trzydziestki wydaje mi się delikatnie mówiąc podejrzana - jak przeczytam, to zrecenzuję. Jednak pokazy są teraz sprawą najważniejszą. Zatem: do Paryża!
Dzisiaj weźmiemy sobie na tapetę JPG i Valentino. Jean Paul Gaultier jak zwykle tematycznie - tym razem wybrał się do Meksyku. Inspiracje etniczne szerokim gestem zostały inkorporowane do tej kolekcji: jest to Meksyk kiczowaty i filmowy. Są tu kapelusze a la sombrero, frędzle, barwne chusty, warkoczyki, kwiaty, cygara, pasy, palmowe liście. Może jest to wszystko mniej spektakularne niż u Diora, ale Gaultier trzyma się swoich zasad. Co najważniejsze - nawet swoje najbardziej szalone projekty realizuje przy pomocy doskonałych konstrukcji i bardzo solidnego krawiectwa. Chirurgiczna precyzja, tak mogłaby się nazywać monografia Gaultiera. Jest jakieś historyczne vertigo, gdy się ogląda te projekty: meksykański kapelusz i wyplatana sukienka w formie gorsetu. Szalony, co? Klimat etno jest zawsze in w czasie lata, w tym wydaniu będzie na pewno niezwykle wpływowy! Od jutra poluję na coś w palemki!
Valentino zmienił dzięki bogu ekipę, a Maria Grazia Chiuri i Pier Paolo Piccioli robią ostatnio pod auspicjami ten marki rzeczy świetne! Tym razem i oni poszli w trybal. Widać tu wyraźnie wpływ np. Rodarte, ale wszyscy zgodnie podkreślają, że to sprawka filmu Avatar. Niestety nie byłabym w stanie czegoś takiego obejrzeć, ale znawcy pewnie mają rację. Nie wiem, czy było coś takiego w Avatarze, ale ten pokaz to głównie marszczenia i draperie. Szyfon przyszpilony prawie do ciała - tę melodię już znamy z Ameryki... Majaczą gdzieś najróżniejsze inspiracje, ale projekty są bardzo wyraziste. Może nawet momentami za bardzo. Gdyby mi to ktoś podstępnie pokazał przedtem i kazał ocenić, czyja to kolekcja - nigdy nie powiedziałabym Valentino. No - nowa jakość się tworzy przed naszymi oczami! Za dużo tu show jak na Valentino, ale chyba młodość musi się wyszumieć. Różnie można na to patrzeć - za kilka tygodni zobaczymy następną ich kolekcję, to się przekonamy, czy coś w tym naprawdę jest. No ale buty - genialne!!!
3 komentarze:
Trafiłam na bloga Tavi przez artykuł w GW, czytałam jej polemikę z tą redaktorką, teraz chętnie przeczytam co Ty o tym sądzisz :)
Dyskusje na temat środowiska blogerskiego w Polsce również trwają, no i nie trzeba być jasnowidzem by wiedzieć, że jest ono krytykowane. Takie dyskusje trwają na goldenline i facebooku...
glamagenda.com
No myślę, że w tym natłoku pokazów będę mieć tu chwilę, żeby do tej polemiki wrócić, bo faktycznie jest to chyba precedens, żeby dziecko z doświadczoną dziennikarką zadzierało i tyle osób brało to poważnie.
A dasz linki do tych dysput o bloggerach? Ja tam jestem za krytyką, ale na poziomie: choć wydaje mi się, że nawet ta nieszczęsna Tavi Gavinson jest bardziej dojrzała niż wielu wydawałoby się dojrzałych polskich użytkowników internetu.
Prześlij komentarz