wtorek, 26 stycznia 2010

Wiosenne Haute Couture vol. 1

Nie wiem, jak to jest z moimi szanownymi czytelnikami, ale ja, autor, miewam fazy napastliwego eskapizmu. Niejednokrotnie już wskutek tych małych epifanii przeszłam na czerwonym świetle, nieraz cudem udało mi się przetrwać. Chociaż tych kilku eskapistycznie zgubionych pięćdziesięciozłotówek nikt mi raczej nie odda. Nikt mi nie odda zapomnianych ze sklepu gazet, pudełek ciastek, pojemniczków jogurtów, puszek coli. W ludzkich głowach w świetle dnia wydarzają się całkiem spektakularne sceny: czasem romantyczne pojednania, innym razem dysputy w stylu szkoły ateńskiej. A jednak bywają dziury w ziemi, do których się niechybnie wpada. Dajmy jednak spokój Talesowi i spółce. Niech siedzą w swoim skansenie chitonów i winogronowych kiści. Eskapizm, teatr, chwila istnienia... Podoba mi się to tłumaczenie "moments of being" Virginii Woolf, choć wolę banalność angielskiego "being", a pretensjonalne "istnienie" nieco mnie mierzi. Ale Talesa i spółkę mieliśmy zostawić w ich skansenie... To zabawne, że chwile bycia są dokładnie momentami niebycia w obiegowym sensie tego słowa. Dlatego ciągle prawie wpadam pod rozpędzone pojazdy - kiedyś zupełnie teatralnie, a może raczej filmowo!, chciał mnie przejechać autobus na Rambli. Chwile bycia może dlatego są błogosławione, że ciało przez ten ułamkowy czas przestaje być barierą - wychylam się z siebie, zanurzam się w tym, co jest, a czyjego istnienia bez tego wychyłu nie jestem w stanie dotknąć. I może się tak zdarzyć w trakcie tych najbardziej rutynowych, tych idiotycznych czynności, które wykonujemy jak maszyny. Doskonale wiedział o tym boski Ludwig, setki jego rozrzuconych uwag dotyczą tego zjawiska. A najpiękniej powiedział to O'Hara: "My quietness has a man in it, he is transparent and he carries me quietly, like a gondola, through the streets." Często, gdy się przechadzam, niemal automatycznie rozpatruję zdania/obrazy z jego wierszy. Uwielbiam O'Harę - nie moralizował. Do czego ma prowadzić ten oto zagadkowy wstęp? No cóż - dziś całkiem przytomnie doświadczyłam eskapistycznego wychyłu, skansenu, czego tam jeszcze... piękna! Oto Dior!
Nie wiem, jak to jest z moimi szanownymi czytelnikami, ale ja, autor, kupuję wszelkiego rodzaju rekonstrukcje, kostiumowe parady, przebieranki. I takie właśnie jest couture Galliano dla Diora - zawsze takie jest! Galliano celebruje tradycję pokazów Couture, w dobie kryzysu zagrożonych wyginięciem. Wszystkiego jest dużo, wszystko jest przerysowane, szalone, porywające. Ktoś powie - to już sto razy było, dość już mam tych maskarad! No cóż - hak takiemu malkontentowi w smak, bo Galliano podaje strawę dla marzycieli. W tym sezonie kolekcja chyba najbardziej jeździecka ze wszystkich. Piękne konstrukcje inspirowane ubiorem historycznym - surduty, cylindry, woalki, długie spódnice z elementami stylizacji na turniurę. Zapierające dech w piersiach suknie, zamaszyste kapelusze z woalami, wszystko dopracowane w każdym szczególe. Nowoczesnego charakteru dodają botki, często białe! Kiedy to pierwszy raz przejrzałam byłam osłabiona niczym chory człowiek - nadwątlono moje zmysły. A potem złapałam drugi oddech i jestem szczęśliwa. Be happy, too!



Inny rodzaj teatralnego przedsięwzięcia to kolekcja młodego projektanta Alexisa Mabille. Mamy tu do czynienia z pewnym uproszczonym kolorystycznie, zgeometryzowanym minimalizmem. Autor twierdzi, że inspirował się suprematystami. Sylwetkę podzielił pionową kreską - nawet buty są tu w innych barwach. Gdy to oglądam, myślę o Greenawayu.


Lagerfeld znowu u mnie na blogu? Niemożliwe! Niestety, możliwe. Lagerfeld znowu wszystkich zadziwił, bo dokonał kolejnej rewolucji o kilkadziesiąt stopni. Ani śladu czerni, złota, wdowich koronek! Tym razem tylko pastele i srebro. Wygląda to trochę jak połączenie pani domu z lat 50tych z bohaterką filmu "Moja macocha jest kosmitką" ;-) Do wełnianej garsonki z bermudami dodaj srebrne botki, połyskliwe srebrne rajstopy i biżuterię hi-tech. Efekt może być piorunujący. Do tego koniecznie kokarda z szyfonu i gigantyczny kok na głowie. U Lagerfelda szokuje głównie różnorodność poszczególnych kolekcji. Tak jest i tym razem. Choć ten zastęp modelek to mi wygląda na kompletne schizolki w tych fatałaszkach. Ale może teraz taki paranoidalny wygląd ma upper hand. Czekam na kolejne pokazy!


1 komentarz:

Fabrykat pisze...

Za kulisami kolekcji DC:
http://www.jamesbort.com/2010/01/christian-dior-couture-coulisses-backstage/
Polecam :)