Jason Wu! Uuuuuuu, uuuuuuu! No naprawdę on robi się coraz bardziej cudowny z każdym sezonem! Potęga handlowa Jasona rośnie jak na drożdzach, a teraz można już kupić wszelkie akcesoria firmowane jego nazwiskiem (w tym te wspaniałe buty na platformie...). Wiosenna kolekcja rzuca na kolana. Wu kreuje niewymuszoną elegancję, zahaczając o wszelkie trendy, które od jakiegoś czasu przetaczają się przez wybiegi, jednak żadnego nie traktując w sposób dosłowny. Spodnie z wysoką talią zestawia z szyfonowymi, przeźroczystymi bluzkami z kokardą, wełniane over-size'owe marynarki wydłuża do połowy uda, doskonale dopasowane sukienki odszywa szyfonem w kwiatki, a zakładki na spódnicach (krojone jak klasyczny żabot) piętrzy w mistrzowskim geście. Nie jest to ani zbyt kobiece, ani nazbyt androgyniczne. Ta elegacja przywodzi na myśl sporo z wczesnych kolekcji Posena, przynajmniej dla mnie. Tym bardziej mi się podoba. Spośród beży, bieli, delikatnych błękitów, wybija się mocny szafir, cukierkowy róż a la Dior i odrobina pomarańczy. Przeważające w kolekcji marynarki i spódnice, sąsiadują z fantastycznie nacysonymi sukniami wieczorowymi, które mają sobie wiele (przynajmniej dla mnie) z niektórych dokonań Tisci dla Givenchy. Jestem urzeczona. Wu kolejny raz kupił mnie w całości, czapki z głów!
BCBG Max Azria od zeszłego sezonu weszło na ścieżkę konsekwentnego minimalizmu. Nie jest tu tak ascetycznie jak u np. Kleina, ale kolekcja robi wrażenie przede wszystkim konsekwentym trzymaniem się dwóch zasad: oby było jak najprościej i oby jak najoszczędniej barwowo. Proste sukienki w bieli, zdobione wyłącznie szyfonowymi "falbanami", stopniowo ustępują miejsca podobnym projektom w beżach i delikatnych czerwieniach (z jednym, mocnym, makowym odstępstwem). Na wieczór wszystko zmienia się w czerń, z przejrzystymi koronkowymi akcentami. Ta wersja BCBG jest zdecydowanie bardziej wyrazita niż poprzednie, troszkę błądzące, wcielenie tej marki.
Inną wersję prostoty pokazali panowie z Costello Tagliapietra. Ich sposobem na beże, szarości i brązy są draperie. I w tej sztuce osiągnęli niezłą maestrię, którą być może pochwaliłaby nawet Madame Gres. Proste sukienki o niebezpiecznej długości do pół łydki w wydaniu monochromatycznym - oto recepta na wiosnę. Do tego troszkę przecieranych tkanin, które mi nieodmiennie kojarzą sie z przełomem lat 80tych i 90tych, a wyglądają trochę jak ręcznie malowany jedwab.
Nicole Miller również buduje swoją kolekcję z szarości, bieli i beżu. Warstwowe, luźne stylizacje wychodzą głównie od gry przejrzyste/nieprzejrzyste: szyfon jedwabny sąsiaduje z satyną, spod spódnic wyłaniają się szyfonowe "całuny". Jednolite tkaniny tylko kilka razy projektantka zdradza z batikami i robiącymi duże wrażenie w minimalistycznych zestawach deseniami, które na obecny czas kojarzą mi się zupełnie ze zrujnowanymi przez powódź domami łużyckimi w Bogatyni :0 Ten minimalizm już trochę mnie mierzi: zaczynam się bać tych puszczonych luzem koszul i szyfonowych spodni: sama fatalnie czuję się w takich ubraniach (jak senna zjawa), a i kilogramów dodają one niemało. Ale cóż - taka to ma być wiosna.
Mesh - to będzie chyba kluczowe słowo wiosennej mody. Przekonuję się o tym oglądając kolekcję Rag&Bone. Naprawdę co drugi pomysł bazuje na przeźroczystych tkaninach! Do tego dochodzi ispiracja "technicznymi" elementami stroju sportowego czy wojskowego. Mamy więc staniki podobne do uprzęży spadochroniarza i paski ściągane wzdłuż nogawek spodni. Tym szaleństwom towarzyszą szyfonowe sukienki w mocnej czerwieni, troszkę nadruków kojarzących się z "plażową" kolekcją Prady, no i ażurowe spódnice, które sygnalizuję w ogóle trend na ażur. Oj, zapachniało tu ektrawagancją rodem z londyńskich wybiegów.
Peter Som wreszcie dał mi jakieś kolory. Cukierkowe kolory... Chciałoby się powiedzieć: wreszcie coś letniego wśród tych letnich kolekcji! Projektant bazuje na mocnych barwach: cukierkowych różach, nasyconym błękicie, źółtym i czerwieni. Mamy tu też desenie w typowo letnie "ciapki" - to prawdziwa nowość na tym FW! ;D Dominują proste i krótkie sukienki, trapezowe płaszcze i spodnie capri. Takie energetyczne lato to ja rozumiem! Zwłaszcza biorąc pod uwagę tę okropnie szarą jesień za oknem...
BCBG Max Azria od zeszłego sezonu weszło na ścieżkę konsekwentnego minimalizmu. Nie jest tu tak ascetycznie jak u np. Kleina, ale kolekcja robi wrażenie przede wszystkim konsekwentym trzymaniem się dwóch zasad: oby było jak najprościej i oby jak najoszczędniej barwowo. Proste sukienki w bieli, zdobione wyłącznie szyfonowymi "falbanami", stopniowo ustępują miejsca podobnym projektom w beżach i delikatnych czerwieniach (z jednym, mocnym, makowym odstępstwem). Na wieczór wszystko zmienia się w czerń, z przejrzystymi koronkowymi akcentami. Ta wersja BCBG jest zdecydowanie bardziej wyrazita niż poprzednie, troszkę błądzące, wcielenie tej marki.
Inną wersję prostoty pokazali panowie z Costello Tagliapietra. Ich sposobem na beże, szarości i brązy są draperie. I w tej sztuce osiągnęli niezłą maestrię, którą być może pochwaliłaby nawet Madame Gres. Proste sukienki o niebezpiecznej długości do pół łydki w wydaniu monochromatycznym - oto recepta na wiosnę. Do tego troszkę przecieranych tkanin, które mi nieodmiennie kojarzą sie z przełomem lat 80tych i 90tych, a wyglądają trochę jak ręcznie malowany jedwab.
Nicole Miller również buduje swoją kolekcję z szarości, bieli i beżu. Warstwowe, luźne stylizacje wychodzą głównie od gry przejrzyste/nieprzejrzyste: szyfon jedwabny sąsiaduje z satyną, spod spódnic wyłaniają się szyfonowe "całuny". Jednolite tkaniny tylko kilka razy projektantka zdradza z batikami i robiącymi duże wrażenie w minimalistycznych zestawach deseniami, które na obecny czas kojarzą mi się zupełnie ze zrujnowanymi przez powódź domami łużyckimi w Bogatyni :0 Ten minimalizm już trochę mnie mierzi: zaczynam się bać tych puszczonych luzem koszul i szyfonowych spodni: sama fatalnie czuję się w takich ubraniach (jak senna zjawa), a i kilogramów dodają one niemało. Ale cóż - taka to ma być wiosna.
Mesh - to będzie chyba kluczowe słowo wiosennej mody. Przekonuję się o tym oglądając kolekcję Rag&Bone. Naprawdę co drugi pomysł bazuje na przeźroczystych tkaninach! Do tego dochodzi ispiracja "technicznymi" elementami stroju sportowego czy wojskowego. Mamy więc staniki podobne do uprzęży spadochroniarza i paski ściągane wzdłuż nogawek spodni. Tym szaleństwom towarzyszą szyfonowe sukienki w mocnej czerwieni, troszkę nadruków kojarzących się z "plażową" kolekcją Prady, no i ażurowe spódnice, które sygnalizuję w ogóle trend na ażur. Oj, zapachniało tu ektrawagancją rodem z londyńskich wybiegów.
Peter Som wreszcie dał mi jakieś kolory. Cukierkowe kolory... Chciałoby się powiedzieć: wreszcie coś letniego wśród tych letnich kolekcji! Projektant bazuje na mocnych barwach: cukierkowych różach, nasyconym błękicie, źółtym i czerwieni. Mamy tu też desenie w typowo letnie "ciapki" - to prawdziwa nowość na tym FW! ;D Dominują proste i krótkie sukienki, trapezowe płaszcze i spodnie capri. Takie energetyczne lato to ja rozumiem! Zwłaszcza biorąc pod uwagę tę okropnie szarą jesień za oknem...
2 komentarze:
Dla mnie jak na razie bez większych emocji, jak zwykle zresztą. Z niecierpliwością czekam natomiast na jutrzejszy pokaz Marca! Dla mnie to zdecydowanie moment kulminacyjny, który otwiera wiosenny sezon!
Jason Wu...dosłownie- czapki z głów.
Prześlij komentarz