Kurde, tydzień spędzony na wsi z zerową ilością błocka na nowych butach z Topshopu (najlepsze do prowadzenia samochodu!... swoją drogą, zastanowiło mnie, ile tzw. szafiarek prowadzi auto... to jednak radykalnie zmienia podejście do stroju, zwłaszcza dolnych partii) - teraz przyjechałam, a raczej wpadłam jak po ogień!, do stolicy i buty mam już uświnione jak nie wiem co. Nigdy tego nie zrozumiem. A raczej - zrozumie każdy, kto był na dworcu Wschodnim albo po prostu jak ja dzisiaj szedł sobie aleją St. Zjednoczonych. Brud w tej Warszawie, że głowa boli. Trzeba było widzieć moje wkurwienie - albowiem niczego, ale to niczego, nie znoszę bardziej niż czyszczenia butów. Czyszczenie butów to paranoja. Czy po to jest ten zasrany zderzacz Hadronów, żeby ludzkość sobie jeszcze musiała buty czyścić? Powiem tak - w dupie mam ten zderzacz i tajemnicę wielkiego wybuchu, w ogólności mam tam też wszelkie naukowe odkrycia, jeśli mam jak pucybut wygłupiać się ze szczotką i pastą. Wyczyściłam spodniami. That's just me.
Życie jest kompletnie bezsensowne i głupie. Teraz to zdanie nabrało cudownego waloru pewności. Kompletny absurd. Ludzie są szczęśliwi - kupują, śmieją się jak kompletni idioci do obiektywów kamer fotograficznych, a tu się nie ma z czego śmiać. To mnie już przygnębia. Jest takie Brechtowskie zdanie - że w ciemności czasem widzi się pewne rzeczy o wiele lepiej niż w świetle. Istnieje pewien rodzaj ciemności, który kompletnie rozjaśnia pewne sprawy. Dziś na przykład, jadąc pociągiem, czytałam wstęp Magdy Pustoły do Ranciere'a - lekko zabolało mnie serce. Nawet nie był zły ten wstęp, można nawet powiedzieć, że był bardzo dobry, tylko po co te partykularyzmy, te cytaty z kolegów z ławki? Nigdy czegoś takiego nie zrozumiem, choć było mi już dane wielokrotnie (jak każdemu) uczestniczyć w takich wydarzeniach, gdzie oczekiwano mojego super szczerego zachwytu nad wszelką marnością tylko dlatego, że była podpisana nazwiskiem kogoś, kogo znam. A ja kłamię zawsze w takich sytuacjach, co mam nie kłamać. Taka jest konwencja, co? Normalnie mało rzeczy do mnie przemawia. I tak - gdybym na przykład poszła na wystawę w korytarzu CSW pt. Mroczne przejście Basi Sokołowskiej i to by była moja znajoma, to bym się krygowała, ochała i achała. A tak - powiedziałam tylko do Marka: chodźmy stąd, to mnie przygnębia. Ale czy to jest ten sam rodzaj przygnębienia, który przeżywam na wystawie w Zachęcie, gdzie są trzy wielkie sale straszliwych bazgrołów, gdzie myślę sobie: dajcie mi kartkę, chcę być artystką!? Nie nie - fotografia to sztuka, która jest różna od każdej innej. Fotografia jest bez końca łatwa. Prosta jest fotografia. Nic nie trzeba umieć - nastawić trzy rzeczy i poszukać czegoś w trawie. Fotografia jest kompletnie idiotyczna. Fotografia - pstryk pstryk. Aż dziw bierze, że ludzie potrafią zrobić złe zdjęcie! I'm thrilled. Chcę czegoś - stawiam przed oczami swoje ręce: zupełnie jak u Moore'a. Stwierdzam, że świat istnieje i to coś robię. Bardzo mi się podobał jeden z cytatów w tym wstępie Pustoły, chyba z Agambena - o tym, że możność ludzkiego ja jest wyrazista dopiero na planie jakiejś (analogicznej?) niemożności. Potrafimy coś zrobić, bo istnieje taka potencjalność, w której byśmy tego zrobić nie mogli. Dlatego się tworzy. Akurat to jest bardzo prawdziwe zdanie. Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób, ale jest w tym wiele prawdy. To jak rozcieranie piasku palcami. Abrir las manos i nada.. no dobra, nie umiem tego powiedzieć po hiszpańsku. Sam Ranciere jest bardzo ciekawy - choć nie porywałabym się na wielkie słowa. Jego poprzednia polska publikacja była lekko pomylona, ale ta jest ok. Kurde, dlaczego musi być cholernie zimno. Jeszcze komp się zawiesza, co się dzieje z tym playem?
Muszę sie wziąć i podapdejtować te wszystkie pokazy z Paryża. Się zrobi. Zwłaszcza McQueen był niezły. Teraz nie mam do tego głowy. Dzisiaj w pociągu empirycznie dowiodłam, że nie można czytać hochglanza Twój Styl dłużej niż 30 minut, włącznie z dodatkami i reklamami. Dowiedziałam się, że motywem przedwodnim kolekcji Matthew Williamsona dla HM będą pawie pióra. Potem nagle kupiłam śliczną spódniczkę a la tutu Lipsy w wyszywane pawie pióra :-) i to gdzie! W nowym superwielkim ciucholandzie w moim ukochanym barze olszynka. Powrócił - ileż towaru, naprawdę setki ton! Akurat dzisiaj trafiłam na owarcie, niezłe... I to ścianę jedną wywalili - to trochę draństwo, trzeba powiedzieć. Swoją drogą ciekawi mnie, kto pośród całego tego kryzysu będzie tego Williamsona kupował po 399 złotych za kamizelkę. Pewnie znajdą się i tacy. Mnie aktualnie ubrania średnio interesują - ciągle mam ich za dużo. Wczoraj siadłam i dla odstresowania uszyłam w pół godziny sukienkę z szarego dźerseju, dół mi się trochę za przeroszeniem zjebał, ale poza tym jest cudowna i w ogóle. It's the best dress ever. Muszę wreszcie uzupełnić ten blog, choć ogólnie na blogach straszna zgniłka. Nienawidzę tego przysładzania - ja lubię przywalanie. I to przyjacielskie. Naprawdę ta szczypta cynizmu jeszcze świadczy o naszym człowieczeństwie. Reszta to brednie. Aha - i to wspaniała wiadomość z Mozzerem - licze, że pójdę na koncert i rzucę w niego czymś ciekawym, na przykład... no nie wiem. Gdyby tylko było to wszystko 20 lat temu. A tak... Wstałam o siódmej, któryś dzień z rzędu - bredzę.
3 komentarze:
Nominowałam Cię do Kreativ Bloggers czy coś w tym stylu... chociaż trochę się Ciebie boję... tak czy inaczej blog jest fascynujący, nawet jeśli czasem wydaje mi się, że bredzisz...
Dziękuję - już dostałam jakieś nominacje do tego wyróżnienia, ale nadal nie kumam, o co w nim chodzi ;-) Jednakowoż - senk ju. Mnie się bać? Nic z tych rzeczy - jestem dość flegmatyczną, nadmiernie rozsądną osobą. Mnie się nie można bać, każdy to wie - prawdziwy ze mnie słodziak :-D A bredzenie... wielki Wittgenstein napisał, że filozofia to choroba języka. Dodawał, że filozofia jest trochę jak odra, nie można się nią zarazić przez telefon :-DDD Ludzie dotknięci stanem filozoficznym często wypowiadają absurdalne zdania. Jednak wydaje mi się, że filozofia jest niezbędna - nie wyobrażam sobie życia bez niej. Filozofowanie jest bardzo ważne. W świecie, który nas otacza (kurde, gadam jak Gadacz!) każdy przejaw myślenia wydaje się wynaturzeniem, chorobą języka. Kultura popularna jest jak czarna dziura, która wchłania ludzkie umysły i pożera ja w skrytym (skrytym?), lecz bardzo konsekwentnym procesie. Skoro świat jest już tak mocno zaawansowany technicznie, to dlaczego ludzie ciągle jeszcze nie filozofują? Dlaczego jeszcze nie filozofujemy? Pytam niczym Heidegger ;-) Nie to, że blog jest filozoficzny. Blogi to blogi, to błahostka. Ważne, żeby takie błahostki traktować jak marginalną rozrywkę. Zachęcam wszystkich do filozofowania, można zacząć chociażby od Pytania o rzecz Heideggera, czyli książki, którą serdecznie wszystkim polecam, bo jest bardzo ciekawa.
Panno Wintydz że tak pozwole sie zwrócic do Ciebie. Warszawa jest koszmarnie oblesnie brudnie przynajmniej "w zakresie przestrzeni publicznej". ten brud jest wpisany w mentalnosc warszwiakow i zadne srodki czystosci tu nie pomoga. sa na swiecie miasta gdzie nawet w srodku najbardziej szaro-burego przedwiosnia mozna nie czyscic butow calymi miesiacami. co wiecej takie miasta znajduja sie nawet w polsce choc tu ich niestety bardzo niewiele.
Prześlij komentarz