piątek, 27 sierpnia 2010

Droga powrotna

"W torebce niosę cztery jajka, mąkę kukurydzianą, pęczek szczypiorku i cekinową kieckę By Malene Birger: wróciłam do miasta, w Warszawie banalnie dogorywa lato, bez słomianych balotów i uginających się od ciężaru owocu krzaków pomidorów. Ttutaj naprawdę mało się zmienia.": takie mniej więcej zdania smażyłam dla was w głowie gdzieś koło południa 16. sierpnia. Zasiadałam już, aby przekuć te myślowe wytwory w bogactwo pikseli, gdy nagle... no cóż... komputer wyświetlił wielki niebieski ekran i zakończył współpracę! Teraz mój stary HaPek już czuję się lepiej (Konrad you are god!), skromnie zabiera się do kolejnych zajęć, choć już teraz wiem, że zakup małego ślicznego netbooka jest tylko kwestią czasu. Cudnej urody maleństwo autorstwa Naoto Fukasawa śni mi się po nocach, lecz niestety jest już chyba całkowicie wyprzedane. Jeśli ktoś gdzieś jeszcze takie widział, proszę o sygnały! No cóż - długa była ta droga do Warszawy, a jeszcze dłuższa do bloga. Jednak muszę przyznać, że odcięcie od internetu na kilka tygodni to wspaniałe doświadczenie, które mogę bez wahania polecić wszystkim ceniącym sobie psychiczne ekwilibrium. A moda? Jakoś daleko mi do niej było przez ten czas. A może - oglądałam ją z zupełnie innej strony, gdzie swojska przaśność doskonale dopełnia szał internetowych blogów i wybiegowych ekstrawagancji. Ale wracam.

Już za chwilkę szaleństwo zacznie się na dobre. W Nowym Jorku wiosenne kolekcje pokazywane będą w dniach 9-16 września. Tylko dwa tygodnie dzielą mnie od nałogowego ślęczenia przy kompie, zapuszczania kropli do oczu i wchodzenia na czerwone światło w ciągłym oszołomieniu po nowym Jacobsie... W Londynie zabawimy od 17. do 22. września. Paryski tydzień mody to 28 września do 6. października. Oczywiście kolekcje jesienne wydają mi się już tak opatrzone i banalne, że nie mogę usiedzieć na myśl o jakichś nieoczekiwanych wiosennych trendach ;-) No cóż - gdyby moda się nie zmieniała, straciłaby 99% swojego uroku. Na rodzimym poletku w dniach 12-17 października odbędzie się kolejna edycja Łódź Fashion Week. Nie wiem, czy będę brać udział w tym wydarzeniu, ale na pewno ostrzę sobie na nie zęby. Za kilkanaście dni będziecie mieć oczywiście dosyć mojego bloga i zalewu wiosennych ciuchów.
Póki co jednak mamy na tapecie jesień. Już można ją wyczuć w powietrzu, solidnie się rozpadało, można wreszcie nie wzbudzając podejrzliwych spojrzeń założyć kozaki! Lato było w tym roku może nazbyt gorące: jesień przyjmuję do wiadomości jako jedyny sprawiedliwy wyrok po tym rozpasaniu. Podczas awarii komputera zrobiłam sobie solidną jesienną prasówkę w ulubionym Trafiku. Jeśli pragniecie naprawdę genialnego opracowania jesiennych trendów, polecam wam z najczystszym sercem najnowsze wydanie Elle Collections. Już sama okładka robi genialne wrażenie, a zawartość wcale jej nie ustępuje (tym bardziej, że w środku gazety jest wielka rozkładówka tej ubraniowej palety barw...). Jeśli ktoś pragnie mieć jesienne kolekcje zawsze przy sobie, nie może lepiej zainwestować 49 złotych. Natomiast jeśli naprawdę chcecie zakochać się w jesiennym klimacie, to szukajcie wszędzie sierpniowego wydania francuskiego L'Officiel. Od świetnej sesji Guy Arocha z przeniosioną do lat 60tych Alexą Chung, przez wspaniałe zdjęcia dodatków, aż po naprawdę genialne sesje jesiennej mody, utrzymane w dość tradycyjnej stylistyce, ale za to z jaką klasą! Jestem oficjalnie zakochana w tym numerze Ofisjela ;-)

                                                                                http://alexachungblog.tumblr.com

Z drugiej strony, jestem zdegustowana ostatnim wydaniem magazynu H&M (ok - przy Ofisjelu to jak recenzja gazetki Tesco ;D): rozumiem, że przy darmowym czasopiśmie priorytetem jest obcinanie kosztów produkcji, ale na litość boską: naprawdę bez korekty i tłumacza, który znałby język angielski, ten magazyn jest karykaturą. Nie dość, że w tekście (ok - któż to czyta?! powiecie...) nie ma chyba akapitu bez nawału błędów stylistycznych, to jeszcze trafiają się ortografy i liczne błędy merytoryczne, wynikające oczywiście z niedociągnięć tłumacza (czy jest nim może translator google?). Rozbawiły mnie oczywiście bohaterki tajemniczego "Mad Mena" (str. 26) - no cóż, przyznam, że sama do niedawna nie słyszałam o serialu "Mad Men", ale odkąd w sennej malignie ujrzałam urywki któregoś odcinka  zza pleców mojego szanownego konkubenta (ok - jednak osoba oglądająca o 4tej nad ranem serial z torrentów może się jednak do czegoś przydać... w kontekście epistemicznym, rzecz jasna), szybko nadrobiłam zaległości. Obok "Była sobie dziewczyna" i "Samotnego mężczyzny", to właśnie Mad Men ma najbardziej wyrazisty wpływ na trendy jesiennego sezonu. Jednak można tu jeszcze jakoś wytłumaczyć potknięcie translatora z H&M, ale już na stronie 21. mamy tragedię niewytłumaczalną. Tekst bowiem głosi, że Christopher Kane jest synem Diane von Furstenberg! I to synem, z którym ona współpracuje. No cóż - gazetka H&M jest najwyraźniej tak samo wiarygodna, jak trwałe są ubrania z rzeczonego sklepu. A Diane faktycznie ma syna... Alexandra ;-) Nie ufajcie więc zanadto gazetom.

Na koniec tego zwichrowanego, powrotnego posta jeszcze małe ogłoszenie dla pasjonatów mody, którym rządza wiedzy na jej temat spędza sen z powiek. Otóż już w ten weekend centrum Sztukarnia na Mokotowie zaprasza na spotkanie z kostiumologią. Program weekendowych zajęć wygląda naprawdę imponująco, w szczególności owa część dotycząca teorii modowego ciała, natomiast dzień drugi dotyczyć będzie w całości mody wiktoriańskiej. Zapowiada się świetnie, również dlatego, że weekendowe spotkanie jest tylko zwiastuem Akademii kostiumologii, czyli dwusemestrowego kursu historii mody. Cena kursu jest faktycznie niewysoka (350 złotych za semestr), a zajęcia odbywają się w czwartkowe wieczory. Warto rozważyć taki zatrzyk motywacji do zgłębiania historycznych perypetii ubiorów. Ja tymczasem żegnam się z tym oto restaurowanym blogiem do następnego posta!