poniedziałek, 14 września 2009

Nowy Jork SS09-10, Part 3

If I give my heart to you, will you handle it with care? - z mojego głośnika dobiega słodki głos Doris Day. To chyba idealna muzyka do oglądania wiosennych pokazów: niektóre są naprawdę czarujące. Swoją drogą, nie wiem, jak można przeżyć miesiąc bez słuchania choć przez chwilę głosu D. Day - jest jak balsam. Ostatnio też działa tak na mnie nowe odkrycie retro: Eydie Gorme. Wykonuje September Song, w wielkim stylu... ma cudownie naiwną barwę głosu. Ach te dawne dobre czasy! Tę samą inkantację tetryków: "Ach te dawne dobre czasy!" zdaje się wypowiadać Behnaz Sarafpour w formie swej najnowszej kolekcji. Ponoć projektantka zainspirowała się słynnym zdjęciem Steichena - portretem Glorii Swanson, ukrytym za woalką z gipiurowej koronki. Wow - może faktycznie przypomina to niedawne dokonania Pani Prady, ale jakże piękne są te stroje, te koroneczki, te kokardki. Bez pradowego hardcoru, za to z pokorą. Very nice, I like. Jest cudnie. Samo słowo Steichen wystarczy, żeby przyciągnąć miłośników pięknych starych czasów. Ja się przyłączam do tej paczki...

Derek Lam zafundował niezłe kolorystyczne fajerwerki. Zamiast brzydkiej kombinacji turkusu z brązem, pokazał połączenie miodowego i szmaragdu. Czyż nie jest to bajkowe? Powiało elegancją w stylu dawnego glamour. Choć jest tu bardzo krótko, to stroje nie są wyzywające, raczej właśnie niezwykle szykowne. Ciekawie Lam przepracował tradycyjną tematykę czerni i bieli. No i te buty! Kurde, buty woźnej śnią mi się po nocach od roku, ale jeszcze nie spotkałam stabilnych. Są jedne takie w salonie Sisley w Tarasach - są po prostu cudowne! Ale... dzieli mnie od nich moje wysokie podbicie i ich wysoka cena, która w końcu nie jest taka ogromna, ale 300 złotych na sandały przed zimą? Forget it. No i teraz już widać, koniecznie trzeba nabyć okulary policjanty - hmmm, tylko dlaczego w takich goglach wyglądasz jak lanser najgorszego sortu?

Hohoho, Diane zaszalała. Oglądałam o niej ostatnio program dokumentalny na moim ulubionym kanale WFC (wtedy miałam dostęp do telewizora!) i zachwyciła mnie... jej historia. To cholernie mądra, fajna i godna naśladowania kobieta. I love Diane, wynalazczynię wrap dress. Na ten sezon boginki w zwierzęcych printach. Bardzo dużo wzorów Diane każe na siebie założyć. Do tego złote buty i dużo fluo-bransoletek. Wow, toż zawrotu głowy można dostać! Dużo tu inspiracji latami 70tymi.

U Lela Rose też świetne zabawy kolorem, tym razem litym kolorem, bez nadruków. Bardzo streetowa kolekcja, choć suknie wieczorowe godne Marchesy. Coraz bardziej podoba mi się połączenie żółtego z niebieskim - tzn. tych odcieni. Czy prawdziwą sztuką nie jest łączenie właśnie tych odpowiednich odcieni? W prawdziwym życiu jest to naprawdę trudne!

Rachel Roy jest po prostu świetna z tymi szarościami. Właśnie tak wyobrażam sobie profesjonalną elegancję. Te szare spodnie i biała koszula - o umieram! Cudowna, nowoczesna i bardzo kobieca kolekcja. Padam na kolana... Te spódnice, uszyte jakby z dolnych partii marynarki... Naprawdę super krawiectwo.

Moja zeszłoroczna miłość do Tuleh trochę osłabła, ale za ten płaszcz oddałabym wiele. Bryan Bradley, znany ze swojego politycznego zaangażowania tym razem uderza w zakaz małżeństw homoseksualnych. Jak? Daje serię sukien ślubnych! Iście amerykańskie paradoksy. Ta ostatnia jest cudowna, ja chcę przed urzędnika stanu cywilnego! White wedding... W ogóle - Tuleh wymiata, to mój amerykański faworyt!

Brak komentarzy: