
A teraz Jacobs. Oczywiście myślałam, że Marc Jacobs już mnie setnie znudził sobą, bo jego małe szoki mają w sobie tyle charakteru, że w końcu chce się je przełączyć na inny kanał, zmienić płytę. Skądże znowu, Jacobs pokazał w Nowym Jorku, że jest na topie i nikt go stamtąd nie strąci. Cóż to był za dziwny świat, który Jacobs stworzył tym razem, po swoich cudownych damulkach w spłaszczonych kanotierach? Teatr. Bielone twarze, dodające objętości falbanki, kryzy, bufki, tiule i ażury. Fryzury na cebulę i jumpsuity, które tym razem przypominają stroje teatralnych trefnisiów. Well, ten facet może zrobić w modzie wszystko. Jestem pod wrażeniem, choć jego "show" wymaga chyba drugiego i trzeciego wglądu - jest trudny w odbiorze. Ale najlepsza jest jego wersja marynarki - zamiast ćwieków: falbanki, tysiące falbanek! I ta wspaniała militarna marynarka z falbaniastą spódniczką, te szarawary i rajtasy - o, umarłam...

1 komentarz:
A ja umarłam jak zobaczyłam spodnie na kant wciśnięte w skarpety i do tego wiązane buty za kostkę - Marc by Marc Jacobs Fall 2009 Ready-to-Wear.Boskie!Pozdrawiam:)
Prześlij komentarz