sobota, 10 września 2011

New York... again

Oh it's a long long while from May to December but days grow short when you reach September... Pojawiam się niczym królik z kapelusza właśnie we wrześniu. Znowu jest tydzień mody, znowu jest milion obrazków do obejrzenia. Nie ma co się tłumaczyć, trzeba się zabrać do oglądania.

Gdy klikałam w słowa "Richard Chai Love" śmiało wyobrażałam sobie kolejny genialny pomysł oparty o warstwy, zabawę formami, dyskretny kolor. A tymczasem Richard Chai mnie zaskoczył - nie tylko kolorowo ubranym facetami na wybiegu... Otóż projektant, wpisując się w jeden z mocniejszych trendów ostatnich sezonów, postawił na mieszankę printów. Duże kwiaty i paski w najróżniejszych konfiguracjach. Do tego odrobina męskiego sznytu: idealnie skrojone marynarki i spodnie, płaskie buty, gładko upięte włosy. Nie wiem dlaczego, ale gdy przeglądam tę kolekcję, coś mi mówi: Paul Smith... Oczywiście wiem dlaczego, ponieważ jakiś czas temu pod auspicjami tej marki zaserwowano nam prawie identyczny pomysł. Jednak jest tu też trochę Chai, jakiego znamy: przeźroczyste koszulki, zabawne spódnico-fartuszki zapinane na suwak: sylwetka rozdzielona na trzy części. Świetne też sukienki jakby pospinane pinezkami: to już n-ty pomysł na odświeżenie klasyka z lat 50tych, niedzielno-popołudniowej sukienki w wielkie kwiaty. Tu nasuwa mi się refleksja - ileż to jeszcze kwiatów będziemy musieli obejrzeć w życiu na ubraniach? Inspekcja prowincjonalnych bazarów i lekko abstrakcyjnych imprez typu dożynki powiatowe (:D) dała mi do myślenia w tej kwestii, i nie chodzi tu bynajmniej o folklorystyczne zapaski itp. Kwiaty nam powiędły, jak śpiewała Mira z owych stron. Kwiaty są już tak brzydkie jak droga wiązanka zbierana z weselnej podłogi o 5tej nad ranem. Kwiaty są martwe, nie chcę widzieć kwiatów. Kwiaty na wałeczkach nas biodrami, kwiaty na elastycznej sukiece z bufkami za dźwadzieciapieć złotych, kwiaty na chińskich koturnach z awangardowo nałożonym klejem szewskim. Wiosna i kwiaty - jakie to zaskakujące! Może ktoś wie, o co mi chodzi... nieważne. No ale Richard Chai i jego piżamowe wiązanki:

No właśnie - Cynthia Rowley i kolejna wiązanka (!) wiosennych inspiracji. Tutaj kwiaty mamy na satynie, w delikatnie dalekowschodnim stylu. Ale jeśli myśleliście, że nie ma nic sprytniejszego niż połączenie kwiatów i pasków, to Cynthia powie wam: spróbujcie połączyć kwiaty i zygzaki! I jeszcze bluzki z siatki. Jest kilka rzeczy, które podobaja mi się w tej kolekcji, a przede wszystkim geometryczne przeszycia i baskinki (zresztą przebój sezonu jesiennego - uwielbiane przeze mnie od zawsze).

Jason Wu w swojej nowej kolekcji jakby stara się uciec przed samym sobą. Hot-pants, sportowe parki, spódnice z asymetryczną listwą, przeźroczyste wiatrówki: to nie przystoi Pierwszej Damie! No właśnie - Wu zapragnął poeksperymentować, ale oprócz kilku ładnych prób w limonkowej zieleni, mamy jakby powtórkę z jego dawnych kolekcji. Świetnie wąskie spodnie sparowane z baskinkami, zwiewne sukienki z jedwabiu drukowanego w niebieskie kwiaty (!), wielkie suknie na czerwone dywany, dla modowego oka to prawie straszydełka z satyny. Ostatnio oglądałam świetny franuski film pt. Gigola, była tam postać prostytutki/wartiatki o wiele mówiącej ksywie "Dolly". To są suknie dla Dolly, prawdziwa moda jest chyba gdzie indziej... Kolekcja Nicole Miller od razu mi się spodobała. Dlaczego? Ponieważ nie pojawił sie tutaj żaden kwiatek! Hura. W zamian projektantka pokazuje nam nowoczesną, dynamiczną modę miejskę, w której chodzi o dwie rzeczy: wrażenie na przechodniach oraz wygodę. Za wrażnie odpowiadają duże geometryczne wzory: baaaardzo kolorowe paski, szachownice, naszycia ze skóry, mocny zjawiskowy kolor. Za wygodę: dżerseje, długości midi, sportowe kurtki, legginsy. I wychodzi moda, którą chce się nosić. A przecież chyba o to w modzie chodzi - to taka moja reflekcja z ostatnich kilkudziesięciu godzin, rozpiętych między szukaniem w sklepach jakichkolwiek ciuchów na jesień a padnięciem na łóżku w zamroczeniu alkoholowym najtańszym winem z Marks&Spencer. Jeśli ktoś chce w licznych sieciówkach w centrum kupić coś do noszenia (a nie posiada złotej karty kredytowej), niech lepiej nie naraża się na straty moralne w sklepach. Nic nie ma. Poza schematem "lata 70te", "słodka jak Jackie", "kolory fluo" "powrót do pracy i szkoły", "angielski styl retro" w sklepach nie ma praktycznie nic. A już napewno nie ma tam tak świetnych ciuchów jak te z kolekcji Nicole Miller. Można ronić łzy, ale całkiem serio - zostaje chyba tylko zabranie się do maszyny.
Po tej dawce geometrii oczywiście przydałby się jakiś kwiat (!). Z łatwością znajdziemy ów w nowej kolekcji Petera Soma. Tu dla mnie też zaskoczenie: liczyłam na coś bardziej formalnego, jak świetna jesienna kolekcja. Tymczasem kwiaty pojawiają się tu jako clue: są wielkie, satynowe, zmultiplikowane. Na szczęście oprócz nich jest też kilka fajnych płasczy w stylu lat 60tych, print z zabawnymi głowami zebr i ciekawie zastosowana kurza stopka. A do wszystkiego mokasyny na gigantycznych platformach. Ogólnie jednak - to wszystko już było i nudzi!!!

I wreszcie zdrowa dawka sportu, czyli nowa kolekcja Rag&Bone. No cóż - próżno wpatrywać się w nowe lookbooki Zary czy innego HMu, żeby wykoncypować modę na miarę panów Neville'a i Wainwrighta. Bo to właśnie jest moda. Owa wieczna teraźniejszość, o której bajali filozofowie sprzed wieku ;) Gdyby ktoś chciał się od was dowiedzieć przez deiksję, co to jest moda, możecie śmiało wskazać mu ten pokaz. Pełna nonszalancja, świeżość. Połączyć idealnie skrojoną turkusową marynarkę, platformy na bazie sneakersów, bluzeczkę na troczek, nabłyszczaną spódnicę, torebkę na szydełku i bransoletki a la szpitalna opaska identyfikacyjna? Proszę bardzo - wszystko to w kolekcji Rag&Bone. No i okulary/gogle. Absolutna bomba. Chyba najlepsza wiosenna kolekcja do tej pory - a teraz czekamy na Wanga ;D Już przed północą!
 

5 komentarzy:

Dagne/blog o... pisze...

Muszę się zgodzić Rag&Bone lubię właśnie za tę nonszalancję.

Tak jak i Dsquared2.

fashionitka pisze...

Sportowy szyk chyba na dobre zagościł w Nowym Jorku - Rag&Bone, Derek Lam, Jason Wu, Alexander Wang... Jak dla mnie super - nie ma to jak kobieca elegancja w niewymuszonej, luźnej wersji na co dzień :-)!

jag pisze...

Miller biorę w całości:) Pisz częściej , Dziewczyno!!!:)

Kaja pisze...

wreszcie post ;) póki co Wang najlepszy ;)

http://fashiongates.blogspot.com/

zapraszam

AnnneXx pisze...

świetny blog.!



http://lecoeurasesraisonsquelaraiso-annnexx.blogspot.com/

zapraszam.;))