poniedziałek, 12 października 2009

McQueen i trzewiczki z krabowych szczypiec

Muszę przyznać, że szczęka mi opadła, gdy oglądałam w internecie relacje z pokazu McQueena. Czegoś takiego jeszcze świat nie widział! A raczej: czegoś takiego dawno już nie widział świat mody. Od zawsze wiadomo, że McQueen jest szalonym, nieskończenie kreatywnym artystą, a jego pokazy nieodmiennie są widowiskiem teatralnym: przedsięwzięciem na całkiem sporą skalę. McQueen ma swoje fiksacje (jak każdy geniusz?), a największym jego natręctwem jest oczywiście historia: dziejowość stroju, ewolucja krojów, tkanin, a także patyna bardziej abstrakcyjna: zespoły konotacji, skojarzeń, stereotypów, którymi strój z czasem obrasta jak drzewo mchem. To niezwykłe, że McQueen ma już 40 lat (i że ma tylko 40 lat!), bo ciągle wydaje się młodym/gniewnym. To niezwykłe, że od jego słynnej, rewolucyjnej dla języka mody kolekcji "Highland Rape" upłynęło już prawie 15 lat! McQueen nadal szokuje jak genialny debiutant.
Najnowsze show McQueena nosi tytuł "Plato's Atlantis" i jest to efekt kolaboracji ze znanym fotografem mody Nickiem Knightem i jego SHOWstudio. Nawiązanie do wspominanej przez Platona w dialogach Timajos i Krytiasz legendy Atlantydy przywodzić ma na myśl repertuar asocjacji, zawiązanych z transformacjami bytów i żywiołów. Głównym tematem będzie tu transformacja. Jak przystało na tego projektanta, pokaz jest niezwykle eklektyczny: ważną rolę gra tu projekcja wideo autorstwa Knighta, przedstawiająca tors nagiej kobiety, leżącej na piasku: wokół niej węże! Ktoś powie - ileż tu mistycyzmu, co w książce dla młodzieży! Może i racja, ale nie jest to koniec całej sprawy "sztuki" w tym pokazie. Po zapaleniu świateł publiczności ukazują się dwa tory z zupełnie kosmicznym kamerami, które w zamierzeniu artystów mają przywodzić na myśl pradawne zwierzęta, ale też cyborgi. Połączenie hi-techu z trybalem? Przecież już mówiłam, że to na topie! Szalone kamery projektują na ekran chaotyczne obrazy z wybiegu. Na scenę wkraczają modelki. Co najbardziej szokuje? Fryzury i buty! Nie szokuje tu krawiectwo: takiego McQueena i to wzornictwo znamy już z poprzednich pokazów, źródłowo doszukuję się go gdzieś w słynnej sukni z tęczowych malowanych na jedwabiu piór. Od tego czasu McQueen doznał chyba turboprzyspieszenia wyobraźni, ale jego projekty mają w sobie dość wyraźną linię kontynuacji: są genialnie skrojone, nawiązują do wysokiego krawiectwa, do krawiectwa historycznego - są to nienaganne kreacje w stylu McQueena. Pojawiają się wszystkie stałe elementy jego stylistyki: jest nawet surdut! Czy więc McQueen czaruje nas tu tylko obrazkami? Moim zdaniem nie. McQueen kolejny raz forsuje tezę, że pokaz mody jest wydarzeniem, a sama moda jest przekraczaniem siebie. Dowodzi, że tak skomercjalizowane poletko, jakim jest fashion industry, jest ciągle jeszcze (a może właśnie dopiero teraz!) polem do rozgrywania gier o wyższych aspiracjach. Muszę przyznać, że ten pokaz bardzo mi przypomina dokonania ( i filozofię) innego brytyjskiego projektanta, Husseina Chalayana i jego swoistą geo-modę. Atlantyda kojarzy mi się trochę z jego Cyprem. Jednak nawet Chalayan nie wymyśliłby tych butów! Marek, zawołany do komputera, powiedział: są jak szczypce krabów! Był zdruzgotany (tak przypuszczam!), bo liczył, że pokażę mu jakieś głupie błyskotki :-D Jednak buty te są szalone, chyba głównie dlatego, że jakby wyemancypowały się z funkcji obuwia. Zupełnie wyabstrahowane od kształtu ludzkiej stopy, są jak odnogi - przywołują na myśl funkcje innych organizmów, pierwotna funkcjonalność (zwierzęca) przybiera wektor estetyczny. Dla mnie to zdumiewające przeniesienie myślenia architektonicznego w rejon mody (z którego właśnie słynie Chalayan). Coś jak fotel na lwich łapach? Albo kupiona przez nas niedawno wielka biblioteka Chippendale na idiotycznie cienkich i powykręcanych nóżkach. O tych butach myślałam potem cały dzień, a potem ciągle mi się przypominały. Mają w sobie coś z wyciskarki do cytryn Alessiego (zawsze mnie frapuje, czemu to taki popularny prezent ślubny!). Jak napisałam na początku, dla mnie to jest jakieś duże bum w historii mody. McQueen może teraz krzyknąć: Yes, I can. Gdyby była nagroda Nobla w dziedzinie mody, przyznano by mu ją natychmiast: również za to, że stwarza podłoże dla nadziei! ;-)


8 komentarzy:

katasia_k pisze...

WOW. Kreatywności na pewno nie można mu odmówić. Być może czerpał inspirację również z filmu District 9 - modelki faktycznie upodabniają się tu do krewetek :)

sofia pisze...

Kaka Bubu, nie wiem jak moglam nie trafic wczesniej na Twojego "drugiego" bloga. Bardzo lubie Twoje niecodzienne zdjecia na WINTYDŻ a teraz zaczynam coraz bardziej lubić Twój sposób pisania :)) keep on!

OLIVIA KIJO pisze...

buty-kopytka są łudząco podobne do baletek baletnicy, która wykrzywia swoje biedne palce na drewienkach.
ALe przyznam, obłędnie mi się podobają! :)

fashion is my husband pisze...

Miło przeczytać jakiś porządny komentarz do tej kolekcji, bo większośći brakuje słów;)

Fabrykat pisze...

Dzis mialam dyskusje na temat kreowania marki Polski (kraju Polska, ze uscisle) jako takiej i jestes interesujacym argumentem w tejze dyskusji, za co Ci bardzo dziekuje! Wiem, ze jestem enigmatyczna, ale internet to nie miejsce na prywatne rozmowy, a pomyslalam, ze nawet bez szczegolow ucieszy Cie taki komentarz (o przekoro, dlaczego najchetniej zostawiam komentarze u ludzi, ktorym (allegedly) na komentarzach nie zalezy). Trafilam na Twojego bloga od Harel i przeczytalam Cie od deski do deski :)

fashion is my husband pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

McQueen niewątpliwie jest geniuszem w tym co robi. Choć w Polsce ta wizja pewnie przez długi czas jeszcze nie będzie doceniana. Fantastyczna wizja, futurystyczne przedstawienie, które wbija się w pamięć. Brak słów, po prostu.

Anonimowy pisze...

Może i to geniusz w projektowaniu, ale te buty nie wygladaja ani na wygdne ani na bezpieczne. zimą balbym sie je ubierac, bo grzejniki to to na pewno nie sa i stopa po minute marznie...