czwartek, 4 marca 2010

Paryż Jesień-Zima 2010/11 1

Wow, Balenciaga! Tylko od tego mogę zacząć swoje raporty z Paryża. Wow. No... wow! Naprawdę mnie zatkało, jak przejrzałam świeżutką kolekcję Nicolasa Ghesquière'a. Zatkało mnie jeszcze bardziej, gdy przejrzałam zdjęcia detali tej kolekcji. Ale zaraz - chwileczkę, zaraz to pokażemy! Ojejku. Paryż jest jak wielki jasny pokój, z oknami otwartymi na oścież, tyle tu światła, życiodajnego powietrza. Jakoś nie przemawiają do mnie głosy, że to jest WŁAŚNIE owa fantasmagoryczna stolica dziewiętnastego wieku, że Paryż odszedł już do przeszłości. Nigdy! Kocham Paryż - mogłabym się tam przeprowadzić choćby w tej chwili, to miasto ma w powietrzu coś nieziemskiego, jest przepiękne. A paryska moda? Może sobie ktoś sarkać, ile chce - ale wystarczy spojrzeć na kolekcje z tego pierwszego rzutu tegorocznego fashion week i sprawa jest oczywista. Paryż ma w modzie ciągle ważny, o ile nie najważniejszy głos. Radość mnie zawsze ogarnia w takich chwilach, niestety mam chyba zbyt emocjonalny stosunek do pokazów mody ;-DD Muszę ochłonąć - obejrzę jeszcze raz Balenciagę! A tak ogólnie - od kilku dni zastanawiam się nad jakimś odzieżowym wyzwaniem. Moje mieszkanie dosłownie zawalone jest ciuchami, wygląda jak kiermasz odzieżowy, muszę wreszcie ukrócić ten rozrost. Zastanawiam się (a to mały wybieg, bo oczywiście w sezonie wyprzedażowym kupiłam sobie już (nad)kompletną garderobę na przyszły sezon, włącznie z obuwiem), czy nie podjąć wyzwania typu: "Przez następne x miesięcy nie kupię niczego w zwykłych sklepach. Swoje ubrania będę zdobywać tylko niestandardowymi metodami, próbując ograniczać rozmiary szafy i krystalizować jakiś konkretny styl, który by mnie bardziej zainteresował. Zamiast blaszanych błyskotek kupię złoto albo biżuterię "z wyższej półki", zamiast ścierek z HłaMu coś, co przetrwa co najmniej trzy sezony. Zamiast syntetycznej kwiecistej sukienki z New Looka kupię sobie dwa metry jedwabnego szyfonu i podobną uszyję. Pokrótce, uwolnię się od tyranii masowego rynku." Wspaniałe wyzwanie - ale czy starczy mi siły i uodpornię się na tony odzieży, które funkcjonują w sklepach? Nie wiem. Dziś znowu upadłam - kupiłam sobie najcudowniejszy komplet z cienkiej wełny, Jaeger London, zupełnie skojarzył mi się z Marni (te kolory i tapicerkowaty deseń), a jego niebagatelną zaletą jest fakt kosztowania 10 złotych. Liczę go jako niestandardowo zdobyty ciuch :-D Zobaczymy, czy uda mi się podjąć zarysowane tu konfekcyjne wyzwanie. A teraz Paris Paris!
Co nam zatem ten Nicolas pokazał? Oczywiście już niemal tradycyjnie: usportowiony futuryzm. Okazuje się jednak, że w tej dziedzinie nie widzieliśmy jeszcze wszystkiego :-D Mamy tu przede wszystkim zupełnie nieziemskie tkaniny - wszystko jest strukturalne, zmodyfikowane przeszyciami, pikowaniami, perforowane, panelowe czy nawet... nadmuchiwane. Jedna z tkanin przypominała swoją strukturą nadmuchiwany materac albo folię bąbelkową. Cudownie zagrały na moich zmysłach romantyczne sukienki: gdy je oglądałam za pierwszym razem, myślałam, że to są szydełkowe sukienki ;-D Tymczasem widok detalu przekonał mnie, że to kolejna superzaawansowana technologicznie tkanina, tylko imitująca szydełkowe sploty. Tkaniny to tylko jedna część tej niesamowitej historii: druga to konstrukcje i cały zestaw skojarzeń, które one generują. Mamy tradycyjne obłe kształty Balenciagi, ale na wzorowanych na sportowych bluzach, ściągniętych w pasie i zdobionych zakładkami przy dość niekobiecych, a nawet można powiedzieć - topornych - dekoltach! Rozczuliły mnie te zakładki :-D Są wspaniale wykrojone szare płaszcze, jest cała seria kompletów bluza+mini, są pikowane kurtki, których fason budzić może podejrzenia, że zostały założone tył na przód. Sylwetka Ghesquiere'a rozrasta się do tyłu, ma poły (nawiązujące do historycznych form odzieży), jakieś podejrzane wyłogi. Szkoda, że nie ma ujęć sylwetki z boku na tym style'u. Oczywiście od razu kojarzy mi się ze wspaniałymi, rozpływającymi się horyzontalnie sylwetkami Chalayana (ach, cóż to był za niezwykły pomysł!). W tej kolekcji naprawdę zachwycają mnie spodnie - te wzorzyste. Ech, same ochy i achy, a jeszcze nie doszliśmy do butów! Bo buty są.... kapitalne! Coś jak mokasyny z klocków lego. Bez wątpienia będą to jedne z najczęściej cytowanych butów sezonu: dziwaczne, poskładane z najbardziej nieprzystających części (plastik i szlifowany kamień, coś jak drewno, pleksi? nie wiem, co to jest...), przesadzone. Gdy patrzę na takie konstrukcje od razu przypominają mi się te słynne kule z obrazów Dali: podpory i protezy rzeczywistości. Zdaję sobie sprawę, że tu pewnie wchodzi w grę jakiś bardziej dygitalny "referencjał", o którym nie mam bladego pojęcia, ale moje skojarzenie z Dalim mnie cieszy. Niezwykłe jest to, że mimo tak ogromnego potencjału semiotycznego tych projektów, mimo tak zwariowanych posunięć w projektowaniu, mimo całego anturażu hi-tech, to są ubrania do noszenia, a nie kostiumy astronautów. Proszę bardzo - oto dla was całkiem ziemska kolekcja pt. Balenciaga w kosmosie:





Co w tym sezonie u Driesa? No w stosunku do Balenciagi jest to jak widać całkowicie inna modowa opcja. Otóż, mamy tu bardzo solidny, bardzo fajny street. Jak na Driesa van Notena, to niezwykle ubogo w desenie (boć królem wzorów jest on bezapelacyjnie), choć nie brakło kilku fajerwerków: głównie w postaci cudownie kobiecych dziennych sukienek w duże, acz subtelne, wzory roślinne. Jednak u Driesa jest jakieś konieczne minimum, a co oprócz tego: piękna inspiracja latami 50tymi - sukienki i trencze zebrane w pasie i zakończone obfitymi spódnicami. Ciężko mi wyobrazić sobie kobiety, które w takich fasonach wyglądałyby źle. To jest po prostu moda w wersji women-friendly :-) Oprócz tych akcentów retro jest świetna codzienna inspiracja - miękkie wełniane płaszcze o kimonowej linii lub w kształcie klepsydry (piękne zaszewki w pasie - ajajaj, jakie piękne!), khaki, granaty, beże, oszczędne fasony, kolorystyka przytłumiona. Jednym słowem - jak napisała Sarah Mower: moda miejska w formie idealnie wypośrodkowanej: nie nazbyt elegancka i nie nazbyt krzykliwa. Świetny lookbook z tej kolekcji Notena: można sobie na lodówce przypiąć. A dodatki? Receptą na udane pożycie z odzieżą wydaje się być szalik ze sztucznego futra w panterkę. Jak widać poniżej można nim wiele zdziałać. Do tego torebka w krokodylka, takież buty (o ja, cudowne buty co?), no i lenonkowate okulary: i już mamy Dries look. Świetna kolekcja.




Łomatko, Balmain! Christophe Decarnin, choć może o tym nie wie, zawładnął już na lata bazarową wyobraźnią. Te militarne kurteczki i rock'n'rollowe zagrywki będą śnić się po nocach bywalcom nowo otwartego salonu CDC (Centrum Dobrych Cen, jakby ktoś jeszcze nie słyszał - tam do wspaniałej (haha) budowli Millenium Plaza na placu Zawiszy (tak to to niebieskie monstrum obok hotel Sobieski) przenieśli się kupcy z kultowego i obrosłego w miejskie legendy blaszaka KDT). W tym sezonie jest jeszcze bardziej na bogato, moi drodzy. Żakardy, złoto, panterki, jeszcze raz złoto, i jeszcze raz złoto, i welur w złote wzory. Kto by pomyślał o połączeniu złota i panterki - Wy nie? Twoja dziewczyna też nie? Spokojnie! Christophe zrobił to za wszystkich. Złożył głowę na ołtarzu mody. Szczytem złego smaku jest dla mnie supersexy kieca w coś a la królewskie lilie. Ale to jeszcze nie wszystko - w kolekcji jest jeszcze jej wersja z piórami! OH MY GOD! Gdzie się podział Balmain, marka z klasą?

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Witaj, to znowu ja-bezimienna A. :)
Co do butów: nie stanę z Tobą w szranki przy dyskusji nt.: trendów mody, ale mogę dorzucić ciekawostkę: taki fason (fakt-nie z krokodylka) posiadam na własność (ależ puchnę z dumy...) od dwóch lat. Są-uwaga-marki Calvin Klein. Nie były kupione na pokazie ;) Kupiłam je w Malmo. Kierując się upodobaniem do równowagi formy... Na dowód mogę przesłać zdjęcia. Pozdrawiam. A.