środa, 17 marca 2010

Paryż Jesień-Zima 2010/11 4

Jak wszyscy z pewnością zauważyli na blogu pojawiły się zmiany ;-) Nasz wspaniały blogger wprowadził testową wersję całkiem nowych i fantastycznych (?) layout-ów: oczywiście bez wahania postanowiłam rzucić się na głębokie wody edytora. "Metki" potrzebowały odświeżenia od dawna, ale jakoś ślamazarnie mi to szło, aż wreszcie wprowadzono moją opcję marzeń: naciski do stabilnych podstron! Powiem tak: wszystko idzie gładko jeśli ma się w miarę wąską główną kolumnę, edytor nawet sam przenosi różne gadżety z bocznego paska. Gdy szerokość przekroczy 700 pikseli, zaczynają się niemałe schody, ponieważ HTMLowa wersja tych szablonów jest trochę - jak na moją głowę - dziwna i zagmatwana. Z drugim blogiem zajmie to więcej czasu. No i obrazek na górze: nawet nie wiecie, ale do tej pory ukazywał się waszym oczom wizerunek witryny likwidowanego zakładu szewskiego przy Nowym Świecie (naprzeciwko domu partii). Piękne, delikatne kolory tej ruiny w skali mikro zadziałały na mój umysł, oraz obiektyw... Teraz naprędce wycięłam detal fotografii moich ulubionych manekinów w sklepie Escady przy placu Trzech Krzyży: mają w sobie dużo jakiegoś sadomasochistycznego uroku. I taka to historia z nową szatą graficzną - jeśli te listki są irytujące, to mam jeszcze chyba z 80 innych wariantów tła :-) No i mam nadzieję, że wkrótce wreszcie uzupełnię te podstrony i będzie ogólnie ładnie. No. A sezon zbliża się już chyba nieubłaganie (ma być ciepło od piątku!), więc zmajstrowałam na polyvore (oj słaba jestem w te klocki, ale podoba mi się idea kolażu rzeczy nieosiągalnych, nabierają wtedy (jako konglomerat) pewnej szczególnej istności...) taki oto miks rzeczy, które muszę mieć na wiosnę. Marzę o granatowym kardiganie w groszki i nigdzie takiego nie mogę znaleźć! Help. No i takich wielopaskowych mary jane na... grubym obcasie. Oczywiście - nigdzie takich nie ma, wszędzie są na lekko stożkowatych. Taki to mój straszliwy dramat i nieskończona frustracja. A ponoć w sklepach mają już wszystko! Nigdy w to nie uwierzę. A może nie powinno się chodzić do sklepów odzieżowych z konkretnym (aż do bólu) planem?! Ostatnio obejrzałam film "Wyznania zakupoholiczki", oczywiście dałam się tej głupiutkiej komedii uwieść jak Lolita Humbertowi Humbertowi. A może lepiej: jak Humbert Humbert Lolicie? Oj, chyba muszę o tym napisać jakiegoś osobnego posta, bo teraz mam na głowie całkiem inną sprawę.

Spring wishlist

Otóż od całkiem dawna kładę się spać późno i właściwie od zawsze sen odmawia mi nazbyt prędkiego ukojenia. Mówiąc całkiem wprost - cierpię na chroniczną bezsenność. Odkąd w hiszpańskiej Salamance zakupiłam radyjko w kształcie pociesznej różowej świnki (zasilane bateriami AA), umilam nim sobie czas przed snem. Traf chciał, że pierwsze na falach eteru, płynących ze świnki i odbieranych za pomocą zamontowanej w świńskim ogonku wysuwanej antenki, jest oczywiście Radio Maryja. Jakaż była moja konsternacja, gdy wczoraj koło 3ej nad ranem usłyszałam tę audycję na temat VIII Zjazdu Gnieźnieńskiego. I to wszystko na mój ulubiony temat, a więc o modzie - mało tego, wypowiada się filozof! Uszy oczywiście postawiłam jak pinczer! Ów "filozof" z dezynwolturą właściwą poetyce tej rozgłośni zaczął wyrzucać z siebie słowa "współczesny świat", "kultura". "wartości", "biały człowiek", "cywilizacja Zachodu", "różnica płci" , i oczywiście to niezbędne poczucie humoru w postaci żartu o mnożących się w krzakach "Murzynach". Pomyślałam sobie: czy ja już śnię? Trzeba wam wiedzieć, że w tym roku Zjazd odbywa się pod hasłem "Rodzina nadzieją Europy". Na kanwie niedawno ogłoszonych faktów o kresie cywilizacji europejskiej (obliczono rozsądnie na podstawie ujemnego przyrostu naturalnego), uczestnicy doszukują się przyczyn i źródeł tego straszliwego zła. Odbyła się nawet dyskusja panelowa pod niezwykle intrygującym tytułem "Teologia ciała: ekologia miłości", podczas której jeden z zaproszonych kardynałów (i to z Włoch) wygłosił ryzykowną tezę, że "efekty negowania różnić płci będą dużo poważniejsze niż szkody wyrządzone przez marksizm". To zdanie pewnie miało zadziałać na wyobraźnię zgnębionych przez komunistyczne rządy Polaków (i Polek rzecz jasna). Nasz filozof przestrzega słuchaczy przed utrwalaniem negowania tej różnicy, i to... przez strój! U podłoża spisku i "zorganizowanej akcji przeciwko białemu człowiekowi" stoi odzienie typu "unisex". Ciekawe, ile razy domyślaliście się, że nosząc spodnie uskuteczniacie neomaltuzjański spisek! "Moda jest niecnym środkiem (formą walki oddolnej), mającym na celu radykalne zmniejszenie populacji Zachodu". No nie wiem, ile sama musiałabym myśleć, żeby dojść do takiego wniosku. Ale od czego mamy specjalistów z WSKSIM! Ów zuchwały naukowiec daje nam też bezcenne rady: dżinsy, "jakieś takie modne workowate spodnie okropne", w które ubierają się kobiety - te elementy mody męskiej sprawiają, że przestajemy być atrakcyjne jako kobiety. Mężczyźni przestają się takimi odkobieconymi kobietami interesować, "ona nie zakłada rodziny, nie ma dzieci i zostaje sama". Kobiety, według owego pana, muszą myśleć praktycznie o swojej przyszłości. Jak? Zakładając spódnicę, akcentując swą kobiecość! Czyż nie jest to banalnie proste? No niestety - w workowatych dżinsach macie szansę zostać tylko "jednoosobową komuną" (to akurat ciekawy oksymoron, jeszcze nie słyszałam...), narzędziem w rękach neomaltuzjańskich spiskowców. Poruszyła mnie ta wypowiedź, i to bynajmniej nie dlatego, że światopoglądowo jest mi całkowicie obca. Po prostu taki rodzaj argumentacji z modą w roli głównej jeszcze mi się nie trafił. I ta naiwna wiara, że gdzieś istnieje owa magiczna "kolebka", owa prasubstancja kobiecego wyglądu. Nieszczęśliwie ów fallocentryczny filozof nie wziął pod uwagę odwrotnej strony unisexu, a więc metroseksualnych mężczyzn. Jestem pewna, że rozmiękczyłby temat opowiastką o uwiedzionej przez szatana Ewie i jej niecnym wpływie na Adama, mężczyznę słabego mimo wszystko charakteru. Madam, I'm Adam. Niech ten uroczy palindrom zakończy tę z konieczności niedomkniętą refleksję. No wiecie - podminowało mnie to strasznie, może powinnam ubierać się a la "Jaka to melodia", może jestem aspołeczna? Gubię się w domysłach.

A tam przecież Paryż wzywa nas z daleka!!! A ponieważ powstał mi już całkiem ekscentryczny wpis, to dam coś, czego jeszcze tu na blogu nie było. Jean-Charles de Castelbajac! JC/DC jest rówieśnikiem mojej mamy, a jego modowa pozycja naczelnego wesołego szaleńca francuskiej mody jest niezachwiana. Tak, tak: dobrze kojarzycie - to właśnie on wymyślił płaszcz z pluszowych misiów, kurtkę z Kermitów, dodatki jak z klocków Lego. Catelbajac upaja się kulturą popularną: jego projekty dostarczają miłych mikroszoków, infantylnej przyjemności rozpoznania czegoś arcyidiotycznego, jak na przykład pluszowej żaby, która w programie dla dzieci prowadzi wywiady w stylu Woody Allena. W swej jesiennej kolekcji Castelbajac sięga do modnej od kilku sezonów poetyki militarno-historycznej (z naciskiem na średniowiecze - vide ostatnia kolekcja McQueena). Mamy tu zręb znany z kolekcji niejednego projektanta: mocne ramiona, stylizowane wojskowe zapięcia, moro, graficzne wzory na tkaninach. Jednak Castelbajac działa z właściwym sobie niepokornym poczuciem humoru - sukienki z wzmocnionymi ramionami wzoruje na średniowiecznych mundurach, moro modyfikuje tak, aby wyglądało na przeplatankę z zielonkawych piór (jestem absolutną fanką takiego uczłowieczenia (uptaszynienia?) moro), naramienniki zbroi komponuje w skórzaną, motocyklową kurtkę, sukienki drukuje w średniowieczne motywy dewocyjne, a wszystko przeplata jakże znajomą nam wszystkim postacią - to Bambi! Jak on romantycznie wygląda na tej jedwabnej zwiewnej szacie! Bambi w mrokach Mittelalter? Czujecie to miłe łaskotanie intelektu? Tak - to Castelbajac!


A skoro wiosna czai się za rogiem, to jeszcze słówko o kolekcji wiosennej rzeczonego projektanta. Ależ się ubawiłam oglądając to w telewizji - minę miałam, jak dziecko, któremu ktoś nieoczekiwanie wręczył pudełko całkiem nowych zabawek. Oto bowiem styl marynarski w całkiem kabaretowym wydaniu. Pewnie bywacie w sklepach: wiecie, że ten styl zalał wszystkie półki i zasnuł wszystkie wieszaki. A tu wesoło i miło. Są paski, są papugi, są marynarskie kapelusiki z pomponem. Jest trupia czaszka, kaczor Donald, jest Elvis, Prince, palmy, pagony, szamerunki. Jest wszystko. Trafia się nawet okładka "Paradise Lost" Miltona! Czy w tym szaleństwie jest jakaś metoda? Tak, jest to metoda miksowania wszystkiego ze wszystkim i wprawiania umysłu w stan rozumnego podchmielenia wielością możliwości. Często się zastanawiam, po co jest taka moda, jak ta tworzona przez Castelbajaca. Może to jest ten magiczny wentyl bezpieczeństwa, żeby trendy totalnie nas nie ogłupiły. No a teraz myślę (marząc niebezpiecznie mocno o takiej jedwabnej spódnicy w czarno-białe twarze marynarzy) - czy ta moda podkreśla kobiecość ciała? Bez wątpienia Castelbajac nie jest rzecznikiem neomaltuzjańskiego spisku. Przecież to tylko psikusy, to musi być zabawne! Wystarczy, że wyobrażę sobie, że jestem kobietą, która nie myśli - wtedy śmieję się w głos ;-D

6 komentarzy:

Ogro pisze...

:D:D Umarłam czytając streszczenie wypowiedzi pseudofilozofa :) Ale przekaz jakże pozytywny - oddolna moda źródłem rewolucji!
Co by o tym radiu nie mówić, na długie nocne prowadzenie samochodu - naprawdę niezłe :)

Anonimowy pisze...

Uwielbiam Twojego bloga i choć czytam go od niedawna, to śmiało przyznam: jestem Twoją fanką :)
Każdy post, to pożywka dla oczu, ale i dla duszy. Po przeczytaniu eee refleksji na temat modowych wywodów w ulubionym radio mojej babci, uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Tak trzymać!
PS Też marzą mi się takie buciki... ;)

Unknown pisze...

Się uśmiałam:)Przypomniało mi się, jak podczas studiów chodziłam do biblioteki w seminarium i besztano nas dziewczyny, za krótkie spódnice, żeby czasami chłopcy nie mieli brudnych myśli, Heh a teraz to niby dżinsy im nie odpowiadają. Normalnie się wkurzyłam;)
Nowy image bloga super wiosenny!

Ogro pisze...

p.s. fajnie, że wintydżowe notki wróciły!

peek-a-boo pisze...

tak tak, we Francji zabronili burek, my idzmy na przód i nakażmy kobietom chodzic tylko w spodnicach. No i lepiej zeby pod spod nic nie zakładały, wszak liczy sie szybka i latwa dostepnosc ;).

McDzia pisze...

najlepiej nago chodzić, wtedy na pewno jakiś mężczyzna się skusi...cóz to za filozofia, dobrze, że nie słuchałam, bo bym przez tydzien nie usnęła po tym...