niedziela, 19 lutego 2012

Ostatnie tango w Nowym Jorku

Tak, wiem - wszyscy już sa w Londynie od piątku, a ja jeszcze nie wyrobiłam się z Nowym Jorkiem. Niestety liczba pokazów z sezonu na sezon rośnie dość dramatycznie, trudno wszystko ogarnąć. Dziś natomiast zaszalałam na ostatnich wyprzedażach i jak wszyscy, którzy za każdym razem obiecują sobie, że nie kupią nigdy więcej w sieciówkach, nabyłam na kolejną zimę w cudownie niskich cenach wspaniałą, ciepłą kurtkę w stylu nowej kolekcji Proenza Schouler lub starej Celine, drugą kurtkę w poziome pasy z wielkim futrzanym kołnierzo-kapturem w stylu nowej kolekcji Rag&Bone, sweter w stylu starej kolekcji Isabel Marant (19 złotych!) oraz kapelusz wełniany w stylu nowej kolekcji Ruffian (9 złotych!). Czuję się spełniona i oczywiście... nigdy więcej nie kupię nic w sieciówkach! A teraz Nowy Jork.

Zacznijmy od Proenza Schouler.  Niewątpliwie jest to jedna z najlepszych kolekcji jesiennych. Projektanci postawili na ultranowoczesne kroje i tkaniny. Tak jak w wielu innych przypadkach mamy tu inspirację Azją - w pierwszych sylwetkach są to tylko drobne niuanse, jak asymetryczne zapięcia, pod koniec pokazu inspiracja nabiera dosłowności: żakardy ze złotą nitką, hafty na pikowanym jedwabiu - wszystko to jednoznaczenie kojarzy się z Dalekim Wschodem. Bardziej podoba mi się ta pierwsza, technologiczna część kolekcji.  Najpierw seria białych stylizacji - przede wszystkim fantastycznych kurtek o kroju przypominającym kimono do judo, a jednocześnie bardzo nowoczesnym - z ostrymi cięciami, dużym asymetrycznym suwakiem. Kilka sezonów temu widziałam prawie identyczną kurtkę w numerze Burdy - trzeba zabrać się do szycia! Kolory, które pojawiają się później, trudno nazwać krzykliwymi: od czerni, przez granat, bordo, błękity i rdzawy pomarańcz. Fasony i tkaniny fantastyczne: skórzane plecionki, wytłaczany neopren, siatki, surowy jedwab, żakard. Kolekcja jest ciężka i miejska - bardzo dobre rozwiązanie trendu azjatyckiego: ta kolekcja będzie cytowana jeszcze wiele razy! Natomiast dodatki sa moim zdaniem okropne - i choć wiem, że staną się obiektem powszechnego pożądania, to ciężkie buty z kwadratowym noskiem i torebki w sarenkę są dla mnie po prostu przerażające...



Jak zwykle świetną minimalistyczną kolekcję pokazał Francisco Costa u Calvina Kleina. W skórze i wełnie projektant tworzy... kształt! Ta moda jest tak plastyczna, że trudno nazwać ją po prostu ubraniami. Kształty Costy są miękkie, obłe, a jednocześnie minimalne: przemyślane cięcia tworzą uporządkowaną kolekcję. Costa sięga po paletę czerni, ciepłej czerwieni, ecru i szarości. Jedyna ozdoba to metaliczne, cienkie paski. W kolekcji dominuja proste, lekko taliowane sukienki do pół łdski, płaszcze bez kołnierza, spodnie i spódnice z tłoczonej skóry. Przy tak prostych fasonach kontrast faktur wełny i skóry wygląda wyjątkowo szlachetnie. Do tego trochę przeźroczystości i błyszczącej siatki i powstaje kolekcja, która może być wyznacznikiem nowoczesnej elegancji. Piękna.



A teraz trochę odpoczynku od tych "intelektualnych" kolekcji - pokaz Oscara de la Renty. Pewnie bym o nim nie pisała, ale jest taki słodki, że trudno go pominąć. Mamy tu totalny powrót do lat 60tych: małe sukienki w linii A oraz szanelowskie kostiumiki. Dużo dziecięcego błękitu i różu oraz kolejny deseń, który zawładnie sieciówkami: biżuteria. Zadrukować wszystko brylancikami, kryształkami, błyskotkami.... Wszystko to wygląda jak skrzyżowanie Lagerfelda z Moschino. Kiczowate - a może stylowe dla kogoś z innej epoki... De la Renta to jeden z ostatnich wielkich amerykańskich projektantów mody, tak trudno o nim nie wspomnieć!

Równie komiksowa jest nowa kolekcja Donny Karan. Wszystko inspirowane stylem Marleny Dietrich z czasów Błękitnego Anioła. Look androgyniczny, będący niemal dosłownym odwzorowaniem czaru dwuznacznej erotycznie persony boskiej Marlene. Donna Karan przewrotnie i pięknie drapuje prążkowaną wełnę w seksowne sukienki, na głowy modelek zakłada zabawne kapelusze, ich ciała owija mocną czerwienią lub elegancką, zgaszoną zielenią. Kolekcja może drażnić, bo ile razy można wracać do tego samego tematu? Jak się okazuje, bardzo wiele - często ze świetnym skutkiem...

Bardzo podobna, androgyniczna historia u Ralpha Laurena. Nic tylko szperać w szafie za wełnianym płaszczem w drobną kratkę lub garniturem w prążek, szapoklakiem lub melonikiem, laseczką. Ewentualnie komplet z aksamitu lub panterkowa narzutka. Na wieczór koniecznie suknia maxi ze skosu, bogato zdobiona złotem. I nasz look a la przedwojnie całkiem gotowy... Tylko czy to jest bal przebierańców?! No cóż - w Nowym Jorku było jeszcze sporo wartych wzmianki, bardziej współczesnych pokazów - być może wrócę do nich później. Teraz do Londynu, bo jutro Christopher Kane!

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Strój dobry do gry w takie coś jak golf. Kalinowe pola to bardzo modne miejsce i ludzie starają się ubierać elegancko ;)

Anonimowy pisze...

Pielęgnacja obuwia dla takich pokazów musi byc skomplikowana pewnie.