Tak, wiem - wszyscy już sa w Londynie od piątku, a ja jeszcze nie wyrobiłam się z Nowym Jorkiem. Niestety liczba pokazów z sezonu na sezon rośnie dość dramatycznie, trudno wszystko ogarnąć. Dziś natomiast zaszalałam na ostatnich wyprzedażach i jak wszyscy, którzy za każdym razem obiecują sobie, że nie kupią nigdy więcej w sieciówkach, nabyłam na kolejną zimę w cudownie niskich cenach wspaniałą, ciepłą kurtkę w stylu nowej kolekcji Proenza Schouler lub starej Celine, drugą kurtkę w poziome pasy z wielkim futrzanym kołnierzo-kapturem w stylu nowej kolekcji Rag&Bone, sweter w stylu starej kolekcji Isabel Marant (19 złotych!) oraz kapelusz wełniany w stylu nowej kolekcji Ruffian (9 złotych!). Czuję się spełniona i oczywiście... nigdy więcej nie kupię nic w sieciówkach! A teraz Nowy Jork.
Zacznijmy od Proenza Schouler. Niewątpliwie jest to jedna z najlepszych kolekcji jesiennych. Projektanci postawili na ultranowoczesne kroje i tkaniny. Tak jak w wielu innych przypadkach mamy tu inspirację Azją - w pierwszych sylwetkach są to tylko drobne niuanse, jak asymetryczne zapięcia, pod koniec pokazu inspiracja nabiera dosłowności: żakardy ze złotą nitką, hafty na pikowanym jedwabiu - wszystko to jednoznaczenie kojarzy się z Dalekim Wschodem. Bardziej podoba mi się ta pierwsza, technologiczna część kolekcji. Najpierw seria białych stylizacji - przede wszystkim fantastycznych kurtek o kroju przypominającym kimono do judo, a jednocześnie bardzo nowoczesnym - z ostrymi cięciami, dużym asymetrycznym suwakiem. Kilka sezonów temu widziałam prawie identyczną kurtkę w numerze Burdy - trzeba zabrać się do szycia! Kolory, które pojawiają się później, trudno nazwać krzykliwymi: od czerni, przez granat, bordo, błękity i rdzawy pomarańcz. Fasony i tkaniny fantastyczne: skórzane plecionki, wytłaczany neopren, siatki, surowy jedwab, żakard. Kolekcja jest ciężka i miejska - bardzo dobre rozwiązanie trendu azjatyckiego: ta kolekcja będzie cytowana jeszcze wiele razy! Natomiast dodatki sa moim zdaniem okropne - i choć wiem, że staną się obiektem powszechnego pożądania, to ciężkie buty z kwadratowym noskiem i torebki w sarenkę są dla mnie po prostu przerażające...


Jak zwykle świetną minimalistyczną kolekcję pokazał Francisco Costa u Calvina Kleina. W skórze i wełnie projektant tworzy... kształt! Ta moda jest tak plastyczna, że trudno nazwać ją po prostu ubraniami. Kształty Costy są miękkie, obłe, a jednocześnie minimalne: przemyślane cięcia tworzą uporządkowaną kolekcję. Costa sięga po paletę czerni, ciepłej czerwieni, ecru i szarości. Jedyna ozdoba to metaliczne, cienkie paski. W kolekcji dominuja proste, lekko taliowane sukienki do pół łdski, płaszcze bez kołnierza, spodnie i spódnice z tłoczonej skóry. Przy tak prostych fasonach kontrast faktur wełny i skóry wygląda wyjątkowo szlachetnie. Do tego trochę przeźroczystości i błyszczącej siatki i powstaje kolekcja, która może być wyznacznikiem nowoczesnej elegancji. Piękna.


A teraz trochę odpoczynku od tych "intelektualnych" kolekcji - pokaz Oscara de la Renty. Pewnie bym o nim nie pisała, ale jest taki słodki, że trudno go pominąć. Mamy tu totalny powrót do lat 60tych: małe sukienki w linii A oraz szanelowskie kostiumiki. Dużo dziecięcego błękitu i różu oraz kolejny deseń, który zawładnie sieciówkami: biżuteria. Zadrukować wszystko brylancikami, kryształkami, błyskotkami.... Wszystko to wygląda jak skrzyżowanie Lagerfelda z Moschino. Kiczowate - a może stylowe dla kogoś z innej epoki... De la Renta to jeden z ostatnich wielkich amerykańskich projektantów mody, tak trudno o nim nie wspomnieć!



2 komentarze:
Strój dobry do gry w takie coś jak golf. Kalinowe pola to bardzo modne miejsce i ludzie starają się ubierać elegancko ;)
Pielęgnacja obuwia dla takich pokazów musi byc skomplikowana pewnie.
Prześlij komentarz