poniedziałek, 18 października 2010

Łódź Fashion Philosophy



Weekend spędziłam w Łodzi na naszym rodzimym FashionWeeku. Oczywiście przywiozłam mnóstwo wrażeń, tym bardziej że w ogóle był to mój pierwszy pobyt w Łodzi (tak tak, wiem, że to absurdalnie brzmi...). Samo miasto jest dziwaczne, sprawia wrażenie niekończącej się robotnicznej dzielnicy - przeszłość bardzo często występuje tu pod postacią ruiny: rozsypujące się fasady wprost błagają o konserwację, a jednak ich stan rozkładu jest niezwykle sensualny, może nawet seksowny. Wąskie ulice, rozchybotane tory kolejowe, bogactwo starych fabrycznych hal i rzędy familoków, groteskowe pałace fabrykantów, strzeliste kocioły górujące ponad niską, depresyjną zabudową nadszarpniętych kamienic... Trzeba oddać Łodzi sprawiedliwość: wasze ruiny są jeszcze piękniejsze! Dzięki uprzejmości Agatiszki miałam w mieście zapewniony komfort mieszkaniowy oraz towarzyski: serdecznie dziękuję!

Co do samej imprezy mam mieszane uczucia, ale ogromnie się cieszę, że brałam w niej udział. Po pierwsze, spotkałam mnóstwo starych znajomych, a bardzo wiele osób poznałam w kuluarach wydarzeń FashionWeeka. Dwa dni dawały możliwość obejrzenia całkiem dużej ilości pokazów: zarówno projektantów spoza mainstreamu, którzy zgrupowani zostali pod hasłem "Off out of schedule", jak i marek/projektantów już bardzo rozpoznawalnych, prezentowanych w namiocie "Alei projektantów" w Białej Fabryce/Muzeum Włókiennictwa. Przyznaję, że to ten pierwszy cykl pokazów zrobił na mnie większe wrażenie - stare fabryczne hale ze ścianami pokrytymi łuszczącą się farbą i rzędami podniszczonych ceramicznych płytek stanowią niezwykle unikalne, klimatyczne tło dla niezależnej mody, natomiast sami projektanci w polskich realiach naprawdę zaskakują świeżością podejścia do mody. Popołudniowe pokazy główne były dla mnie lekko rozczarowujące, może nazbyt trącące myszką, a wrażenie to dodatkowo spotęgował bałagan organizacyjny z tłumami kłębiącymi się przed wejściem do namiotu, ogólnym ściskiem i dzikimi okrzykami w roli głównej. Sobota to chyba był mały zgrzyt tej imprezy, ale mam nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski i za pół roku będzie już w tym zakresie o wiele lepiej. Same pokazy Alei projektantów pod względem poziomu były bardzo zróżnicowane - od satynowych sukien w stylu weselno-galowym po wspaniale progresywny pokaz Agnieszki Maciejak, czarującą publiczność Pati Yang podczas pokazu MMC oraz świeżutki i apetyczny pokaz Michała Szulca. Szczegóły wieczornych imprez w kolejnym poście.

Oprócz pokazów FashionWeek to również cała masa wydarzeń towarzyszących, m.in. showroom, gdzie oprócz ubrań i akcesoriów projektantów można też było zaopatrzyć się w ciuchy vintage ze sklepów on-line (nie uwierzycie - przy pierwszym stoisku znalazłam w rewelacyjnie niskiej cenie fenomenalną sukienkę Tsumori Chisato, to nazywam przyciąganiem ciuchów i ludzi!, niestety nie kupiłam, gdyż fason był zabójczy dla mojej sylwetki...). Showroom projektu Re-act ulokowany został w łódzkiej Manufakturze (bardzo mi się spodobała!), niestety mi i Agatiszce nie do końca udało się zdążyć z odwiedzinami, choć obejrzałyśmy jeszcze m. in. projekty Joanny Paradeckiej i recyklingową serię Maldorora - oj cudowne ciuchy! Łódzki FashionWeek to również wystawy, szkolenia, instalacje artystyczne oraz Łódź Design Festival, odbywający się w ścisłym sąsiedztwie. Poza tymi wszystkimi modowymi wydarzeniami łódzka impreza to przede wszystkim ludzie, kolorowe stylizacje i świetna atmosfera (no i oczywiście nieograniczone darmowe drinki dla mediów i vipów :DDD). A teraz po kolei - przygotujcie się na spore ilości zdjęć (tym razem wszystkie są mojego autorstwa)!






W sobotni poranek jako pierwszy zobaczyłam pokaz Maldorora. Powiem całkiem szczerze, że do tej pory podziwiałam tego projektanta za niezależność i konsekwencję, ale nie byłam do końca przekonana do jego pomysłów. Jednak wiosenna kolekcja Maldorora bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła: zamiast spodziewnej mrocznej czerni zobaczyłam niezwykle romantyczną, zwiewną kolekcję z... Jolą Rutowicz w roli głównej. Świetny chwyt marketingowy, tym bardziej, że dobór modelek był niezwykle ciekawy (co zresztą zweryfikowałam podczas swojej rozmowy z projektantem): dziewczyny o dosyć heroinowej urodzie i podkrążonych oczach genialnie prezentowały się w ciepłych brązach, koronkach i muślinowych kreacjach w kolorze kości słoniowej. To była zdecydowanie jasna strona Maldorora. Projektant w dość luźny sposób podchodzi do zagadnienia fasonu - jego stroje są jakby globalne: sukienki równie dobrze wyglądają jako tuniki założone do spodni czy delikatnych legginsów; delikatne, ale jednocześnie charakterystyczne formy dają spore możliwości kreowania ekspresyjnych stylizacji. Maldoror stawia na asymetrie, surowe wykończenia, ale też na misterne koronki, baskinki i jasne odcienie brązu, czym świetnie wpisuje się we wiosenne trendy, które od ponad miesiąca macie okazję śledzić na moim blogu ;-) Jest modnie, ale niekonfekcyjnie. Stopy modelek zdobiły fantastyczne buty United Nude - podobno są bardzo wygodne mimo dość zwariowanej konstrukcji. Nabrałam na nie prawdziwego apetytu!












Następny smaczny kąsek sobotnich pokazów OFF to bajecznie kolorowa kolekcja Martyny Czerwińskiej Mysikrólik. Fabryczną halę ozdobiły slogany "CHANGE YOUR SKIN", "COLORIZE YOURSELF" i "WE WANT ROMPERS", a modelki miały na sobie ściśle przylegające do ciała kombinezony w naprawdę mocnych kolorach. Do tego rude peruki, taneczny krok i oldskulowa piosenka a la Filipinki. Jak można się spodziewać, ten show wprowadził wszystkich w naprawdę pozytywny nastrój. Oprócz kombinezonów w kolekcji również trykotowe tuniki, spodenki oraz całkiem fajna geometryczna biżuteria. No cóż - kombinezon to najwyraźniej uniwersalny ubiór. Mysikrólik zaprasza was też do konkursu fotograficznego, szczegóły tutaj, warto brać udział, bo nagrodą jest Holga 120.




6 komentarzy:

agatiszka pisze...

Bardzo światowo to wszystko wygląda :)

Anonimowy pisze...

Bardzo liczę na Twoją relacje, ale taką opisową bardziej ;)

pozdrawiam serdecznie
Werka

Fashionelka pisze...

Są i moje buty! :)))

Pozdrawiam

Magda pisze...

dobre zdjęcia wybrałaś ;) fajnie było Cię poznać :)

Anonimowy pisze...

Też byłam, żałuję że nie miłam okazji Cię pozanć. Super zdjęcia.

Agatha Justyna Zu pisze...

tez uważam,że dobre zdjęcia zostały wklejone na bloga. zerknijcie na mojego bloga.Proszę o krótki komentarz, czy jest godny dalszego tworzenia :D http://fashion-stories.blogspot.com/