niedziela, 14 lutego 2010

Nowy Jork Jesień-Zima 2010/11 2

Stała się rzecz najgorsza z możliwych i nagle przestał mi działać internet! Co za dramat - na samym początku fashion weeka! Mówię wam, najadłam się strachu. Pomijając już fakty, że przez analogię zaczęło mi się rozpadać wszystko inne, w tym życie. Życie mi się regularnie rozpada, cóż za farsa. W związku z tym, że nie mam z kim i nie mam co robić w te oto Walentynki zabiorę się nadrabianie zaległości z wczorajszego i dzisiejszego dnia. W końcu internet dość łatwo przywrócić do funkcjonalności: wszystko mi tu (odpukać) pięknie śmiga. Te pokazy są w ogóle bardzo a propos: krajobraz za oknem od kilkunastu godzin jest zdominowany przez burzę śnieżną. Isn't that cute? Pięknie na wybiegu wyglądają w tych czapkach, i nawet nie porywa ich wiatr... Za oknem ludzie trochę gorzej sobie radzą. Ale i tak nie obeszło się bez wywrotek w Nowym Jorku: podczas pokazu charytatywnego aż dwa razy w butach Burberry upadła Agyness Deyn. W końcu je zzuła i poszła dalej boso. Szkoda, że w śniegu to przedsięwzięcie jest nieco trudniejsze. Ale zabierzmy się za to metodycznie - Jason Wu!
Jason Wu w tym sezonie odmłodniał - suknie dla pań w słusznym wieku zamieniły się w modę o wiele bardziej miejską. Ale jednak elegancja charakterystyczna dla Wu została zachowana. Ponoć zainspirował się osobą Irvinga Penna (a nie jego fotografiami!) - stąd na przykład deseń w odcisk przypalonego papierosa. Ta nowa wersja tradycyjnych groszków naprawdę do mnie przemawia. Dużo motywów cieniowania i świetne komplety z krótkimi, szerokimi marynarkami o wąskich klapach. Ogólnie, bez wielkiego halo, ale też bezbłędnie.

O wiele bardziej uliczne i mocno opatulone oblicze pokazała Nicole Miller. Styl grunge święci tu swój triumf: charakterystyczna czapka oraz ciężkie buty na platformie to element każdej stylizacji. Jak widać - zima stulecia ma już swój wkład w modę. Podstawą jest tu przepracowana na wszelkie sposoby mała czarna. Bardzo modne będą ciągle printy z przebitkami czarno-białych fotografii, a szczególnie miejskiee pejzaże. To wszystko już znamy z ubiegłej (czyli obecnej) zimy. Warto jeszcze na wyprzedażach szukać narciarek - zapowiadają się na hit kolejnej zimy!

Cynthia Rowley w dość podobnym klimacie, chociaż o wiele bardziej kolorowo. Trzeba stwierdzić, że nadal będą modne te wszelkie ubrania z piór marabuta, wełny lamy - wszelkie szalone wielkie futra... O połączeniu koronki i futrzaka bym nie pomyślała, ale od czego są projektanci mody! No i wszelkie motywy nakrapiane, w stylu Jasona Pollocka - można je kupować w ciemno.

Rag&Bone poszło w motywy brytyjskie - mamy szkocką kratę, tweed, grube dzianiiny. A przede wszystkim warstwy! Iście nonszalancko łączone - chyba projektanci zapatrzyli się w tzw. angielski styl. Bardzo mi się ta kolekcja podoba, jednak gdyby w te wszystkie warstwy zaopatrzył się człowiek tylko nieco tęższy niż owe dwumetrowe panie, to by wyglądał jak dworcowy dziad. Taka jest prawda. Ale pomarzyć o takim szparagowym ciele zawsze warto. Nie wiem, jak jest z moimi czytelniczkami, ale ja coraz częściej rozważam operację pomniejszenia biustu. Biust ma destrukcyjny wpływ na styl, jest kompletnie bezstylowy i wszystko psuje. Ot co.

W kolekcji Preen nieco bardziej glamour. Nie należy się jednak spodziewać przaśności znanej z polskiej wersji tego określenia, ponieważ jest to street glamour, pojęcie chyba w naszym kraju nieznane. Świetna gra z elementami nagości - wycięcia w sukienkach na linii dekoltu, widoczna bielizna, koronki, szyfony, prześwity, a do tego - męskie mocne marynarki i spodnie. Nazwałabym to szlachetnym seksapilem. Bardzo, bardzo udana kolekcja Preen!

Bardzo fajna, miejska kolekcja Wayne Lee. Zdyscyplinowana sylwetka - wąskie spodnie, wyraziste góry. Do tego mocne buty i jakieś okrycie wierzchnie z wielkim kapturem. Oto przepis na strój w stylu Wayne. Dużo dżerseju, trykotowych spodni, militarne wzory: wszystko jakby jest tu sumą inspiracji z mody ulicznej. Jest to świetny poradnik, jak na co dzień się ubierać.

Ruffian tym razem w stylu militarno-kosmicznym. Dość eklektycznie jak na jedną kolekcję - są tu i sukienki "w kosmos", i tweedowe garsonki, i klasyczne szynele ze złotymi guzikami, i bukla w groszki, i satyny, i cekiny... Troszkę przesytu. A jednak gra to jakoś ze sobą!

Kolekcja Doo.Ri jest przy tym prawdziwą celebracją minimalizmu :-) Projektantka przede wszystkim w doskonale kontrolowany sposób posługuje się elementami draperii, integrując je z klasycznymi krojami marynarek czy sukienek. Co prawda mamy tu i pióra, i cekina, ale skutecznie udało się uniknąć przesytu zdobień. Taka rygorystyczna moda z małymi elementami ekstrawagancji bardzo mi się podoba.

Dwóch zabawnych panów Costello Tagliapietra w nieco podobnej tonacji. Wybrali się do Japonii i próbowali coś wyciągnąć ze stylu tamtejszych projektantów. Wyszła im zdyscyplinowana fajna moda, która dla mnie często ma w sobie więcej z V. Westwood niż z Kawakubo :-) Szczególnie te drapowane dekolty. Uczciwe i miłe dla oka, pierwszy look zdecydowanie rozwala.

No i na koniec eksplozja vintage w kolekcji Bensoni. Prawdziwa żonglerka deseniami i elementami mody retro - są kratki, falbanki, futrzane kołnierze i malutki kapelusik. Tak tak - może wiele osób tego nie kupuje, może to jest zupełnie old-fashioned. Ale jak to oglądam to się rozpływam z rozkoszy. I co mi zrobicie? Hihi.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

co do biustu, to rzeczywiście przeszkadza w "stylowym" ubieraniu się, ale jestem stanowczo przeciwna pomniejszaniu ! ma tyle innych walorów.
Ale racja, że biust juz narzuca pewien odbiór, także radzę minimalizm w tym przypadku. Sprawdza się !

peek-a-boo pisze...

rozpadniete zycie nalezy umiejętnie zlepic w melanz i nosic z prekursorską miną osoby znającej sie na trendach. Niech zadroszcza Ci co sie nudza w życiu dobrze ułożonym, heh. A teraz ide do szafy wygrzebac cos na rano. Pewnie tez melanż ;)

eliwer pisze...

c&t najpiękniejsze kolory! właśnie takich potrzebuję zimą.

Anonimowy pisze...

Biust zakłóca czystą formę tułowia, jest jakby garbem, który ciężko schować (w moim przypadku), ale odkrywanie go czy ogólniej- uwydatnianie to już kompletnie nie moje klimaty. Widzę, że nie tylko niemoje, co pociesza. Nie potrafię go traktować w najpopularniejszy sposób, czysto seksualny, ściskać i rozglądać się wokół, czy choć ktoś podziwia? A wcale nie mam go bardzo dużego. Piersi są nieodłącznym puzzlem mojego ciała, ale raczej utrudniającym - jak sama już Kaka Bubu wspomniałaś- niż ułatwiającym dobranie ubrań. Tym bardziej, jak się człowiek napatrzy na te bezbiustne modelki, i o mamo, jak na nich te ubrania leżą...;)
Pozdrawiam,
Alex

berebeta pisze...

jestem zdecydowaną przeciwniczką pomniejszania biustu!! a zdecydowaną fanką Twojego bloga:)
Cieszę się że na niego trafiłam.
pozdrawam cieplutko