piątek, 30 stycznia 2009

D is for Dior, my dears.

Zapomnieć, że dostałam kosza; zapomnieć, że dostałam kosza; zapomnieć, że dostałam kosza; zapomnieć, że dostałam kosza; zapomnieć, że dostałam kosza; zapomnieć, że dostałam kosza. To nic nie pomaga, niestety. To bolesne, że znowu robię taki syf na blogu, a miał być niczym owa perła na obliczu Barbary Radziwiłłówny. Nie udało się, i znowu się nie udało. Pod wpływem silnych emocji zawsze przestaję jeść (brzmi, jak z pamiętnika polskiej anorektyczki...) - przełknąć nic nie mogę całymi dniami, rzygać mi się chce po prostu. W napadach silnych emocji zmienia mi się percepcja przestrzeni - widzę tylko wielkie, puchate bloki pustej kubatury, odbijają się ode mnei bezgłośnie i znikają gdzież za horyzontem. Nagle przypominają mi się dziwne obrazki, na przykład jak Kazik z wielkim smiley na bluzie dresowej śpiewa w pijackim widzie: "Polska, mieszkam w Polsce...". Zawsze w kryzysowych momentach zaczynam słuchać Kazika, to chyba jakaś choroba (nawet ostatnio z ciągłego gapienia się w facjatę Kazika, stwierdziłam, że taka jedna osoba była frapująco do niego podobna... w szponach nałogu mogłaby wręcz wyglądać identycznie!). Oczywiście te wszystkie rzeczy nie mają gramatury, jak dziwaczna historyjka o dworcu w Kutnie, gdzie jeden kolega przez zupełny przypadek się przesiadał, a potem przez zupełny przypadek usadowił się w przedziale, a naprzeciwko siebie zobaczył nabazgrolone na siedzieniu: "Iksiński to chuj". I on się nazywał Iksiński właśnie. Chociaż powinien opowiedzieć mi to jeszcze raz, bo chyba umknął mi jakiś kluczowy szczegół.

Sezony inauguruję słuchając, jak za oknem zatrzymuje się o czwartej pierwszy nocny. 188, na lotnisko. Raz nim jechałam, wolę nie myśleć o tych wrażeniach. Sezony inauguruję, nie mogąc spać - nie mogę spać, więc inauguruję sezony. Posiadam bezsenność. Wróci wiosna, baronowo. Serio, już znudziło mi się powtarzanie w kółko tego tekstu. Wprawiło mnie to wszystko w zupełny zamęt. Nie pomogły wszelkie próby pocieszania mnie, jaki to straszliwie zły i ślepy jest księgowy. Jaki to absurdalny pomysł, że ja z tą swoją horrendalną wiedzą (przeklinam ją obecnie, bóg mi świadkiem), wykoncypowałam sobie, że idealny jest dla mnie księgowy... Otóż nie, powtarzanie mi tej argumentacji jest bezsensowne. Zabolało mnie to. Mam obecnie samoocenę na poziomie -43432493 stopni Fahrenheita. Oczywiście wszystko zganiam na nos. Muszę wreszcie podjąć męską decyzję i zrobić sobie operacją plastyczną, ten nos jest moim największym kompleksem, już wprost nie mogę z nim żyć. Specjalnie się na niego wywalę na rowerze, jak się tylko ciepło zrobi. Cierpię, kurwunia, ludzie - cierpię! (wreszcie jestem bloggerem z prawdziwego zdarzenia!). Najgorsze, że ja tego kosza już drugi raz dostałam - przedtem też mnie kompletnie rozwalił, dokładnie to było w listopadzie, jak złapałam tę wielką zawiechę. I to był od tej samej osoby kosz. Sama się o niego prosiłam. Moge już grać w koszykówkę. Nieszczęścia - kosze! - chodzą parami. Zupełnie jak kalosze, ale chyba zaczynam bredzić...

Patrz, płynie - kolorowych świateł nad Sekwaną sznur; w dolinie ćmi Paryża nocny śpiew jak śwerszczy chór; jak noże - czarne ostrza dachów kroją nieba tło - w nich okno lśni, tam jak i ty, ktoś spać nie może. Widzicie - Kazik ma piosenkę na każdy temat. No więc, Paryż. Diohhhrrrr. Galliano bez wątpienia nie wytraca swego geniuszu. Najpier może powiem kilka słów o kolekcji Pre-fall. Bowiem Galliano zrobił tu coś, co mnie niesamowicie podnieca - zainspirował się dwoma wielkimi twórcami sztuki obrazkowej, a więc moim konikiem (tak mogę go nazwać z powodu jego słynnych końskich fotek!) Helmutem Newtonem oraz moim hipopotamem (no wiecie...) Alfredem Hitchcockiem. No więc - po pierwsze - metalowe obcasy. Fetysze Newtonowskie pogrzebane są tu w szczegółach. W kroju ramion, w koronkowych przepaskach na oczach, w podniecającej skórzanej materii płaszcza. Już nie mogę się doczekać normalnej kolekcji Diora! Natomiast połechtał mnie miło ów Galliano, superbohater z Gibraltaru, trzema trawestacjami słynnej garsonki Kim Novak z filmu Hitchcocka "Vertigo".

Vertigo w ubiegłym roku obchodziło swoje 50lecie. Jeden z najwybitniejszych filmów mistrza suspensu, ale też jedna z wybitniejszych prac Edith Head, niekwestionowanej mistrzyni kostiumografii. Tak liczne volty odzieżowe nie miały miejsca chyba w żadnym innym filmie Hitchcocka, ustępuje mu nawet moja ukochana Marnie. Szary kostium to przewrotne zagranie Head - nabiera dziwacznego sensu, łapie znaczenia niczym moja czarna kurtka kocią sierść - zwyczajny szary kostium nagle staje się plątaniną sensów. Kiedyś muszę to Vertigo wziąć na warsztat i nie odpuścić mu, aż się wykrwawi. Biedne. Mam obsesję na punkcie tego filmu. Dior dodał swoje trzy czerwone grosze i wyszedł mu must-have. Otóż: nie tylko szara sukienka jest must-havem(jak donosi nowy Vog), ale też właśnie szary kostium... na przyszłą jesień. Dla mnie duża radość: dużo dużo kobiecości - voila:

Image Hosted by ImageShack.us

A oto i haute couture. Galliano chciał stworzyć postaci z obrazów - po prostu po swojemu, zaszaleć. Zachował blichtr i tradycyjną linię Diora (talia osy), dorzucił nieobotyczne kapelusze, szaleństwo barw. Mi samej bardzo podobają się te fryzury z gofrownicy, bo sama lubię mieć tak pokręcone włosy, oby się przyjęło, choć to kontrowersyjna fryzura (buracka?). Jak sam mówi, Galliano zainspirował się klasycznym malarstwem holenderskim - jestem urzeczona, bo wolę Żydowską narzeczoną Rembrandta od tych futurystycznych powidoków sprzed kilkunastu miesięcy. I przede wszystkim nie ma tu Klimta, co jest wielkim osiągnięciem ;-) Piękne są te suknie, ale Żydowska narzeczona jest najpiękniejsza - i która by nie chciała choć raz w życiu się tak ubrać? Nie marzę o sukniach białych, lecz o czerwonych jak wino. In vino veritas.

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

z nosem jest wszystko w najlepszym porządku! :)

a bardzo szczerze - proponuję taki eksperyment na sąsiednim blogu:
miesiąc tylko zdjęć innych ludzi. ani jednej siebie!

Anonimowy pisze...

Podoba mi sie to pisanie, choc czasem dostaej zadyszki intelektulanej. Ksiegowy mi sie mniej podoba, choc w tym czasie wypłeniania pit'u znajomy to cenny. Nos natomiast zostwiłąbym w spokoju, jest to zwykły, porządny nos, i czepiac sie go nie nalezy. Jakby był inny, nie byłabyś tak bardzo podobna do Poswiatowskiej. A tak aż mi sie marzy, zeby na wyntydz (nawiasem mowiac, najlepszy polski "szafiarski" blog, jaki udało mi sie do tej pory spotkać), pojawiła sie stylizacja w w takim to stylu:
http://www.koniczynka.art.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=690&Itemid=124

Anonimowy pisze...

Dopiero co tu trafiłam i chyba to będzie mój ulubiony blog związany z modą. Za to Twoje pisanie właśnie. A gdy niedawn odkryłam Wintydż, to oglądałam jak zaczarowana przez pół nocy, wpatrując się z podziwem we wszystkie zdjęcia na raz i każde z osobna.

Kaka Bubu pisze...

Dziękówka wszystkim za komentarze - co do zdjęć innych osób, jak mi ktoś będzie podrzucał modelki i modeli, to bardzo chętnie. Pozdrawiam wszystkich.

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Kaka Bubu pisze...

Tak jest - Kazik jest debeściakiem, a szczególnie jak śpiewa o... u Marianny krwawa langusta, ma Marianna ćwiczone usta - choć to jego papa napisał :-)

Kaka Bubu pisze...

Aha - a co do blogów szafiarskich - jest teraz taka moda. Lepiej się jej poddać, by nie wypaść z obiegu. O nowe blogi są twoje - fajosko!

Anonimowy pisze...

słowokrowotok ;)
dzięi za feszyn łik, który przegapiłam na feszyn tiwi.
carolinah.

Anonimowy pisze...

miało być słowokrwotok, trudne to słowo.
c.

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

Извините, что не могу сейчас поучаствовать в дискуссии - нет свободного времени. Но освобожусь - обязательно напишу что я думаю по этому вопросу.
[url=http://mastervoda.ru/]трудовое право лекции[/url]

Anonimowy pisze...

Могу поискать ссылку на сайт, на котором есть много статей по этому вопросу.