środa, 18 lutego 2009

Faszynwik w Nowym Jorku 4.

Wkurzam się - coś się tak koszmarnie poprzestawiało na stajlu, że się pogubiłam w dniach fashionweeka. No dobra zatem rozbiję to na dwa posty. Wczoraj tylko Marc Jacobs - bo on jest specjalny pośród tej amerykańskiej masy ciuchów. To teraz zrobię wczoraj, a za chwilę dziś :-0000000000

Kompletnym koszmarkiem jest dla mnie kolekcja Caroliny Herrery - złoto-srebrne żakardy i sukienki typu stadion total look - dla mnie porażka. Zresztą Herrera już od jakiegoś czasu jest w totalnym odwodzie. No dobra: dam wam jeden koszmarek z cyklu: jak się nie ubierać. Moim zdaniem duży udział w powstaniu tego stroju miała kanapa z Obi, zwana przymilnie i oksymoronowo: wersalka Luksor. Oto chodząca wersalka Luksor:

U innej nowojorskiej starej wyjadaczki już całkiem przyzwoicie. Donna Karan jest klasyczna i ok - w sam raz dla kobiet po 40tce, które chcą zachować twarz wśród kryzysu. A przecież nic tak nie wybroni twarzy jak kaszmirowy płaszcz w klasycznym kolorze camel... Trzeba od razu powiedzieć, że akurat w tym roku kolekcja DKNY wyszła im o nieba lepiej.

Wprost cudownie: znalazłam wreszcie prawie kopię mojej marynarki (nawet ma takie same klapy!), która niebawem będzie w drugim blogu - najs. Też się przekonałam do pumpowych gaci, ostatnio nawet na wyprz nabylam pumpy z dżinsu!

A oto chyba jakiś hołd dla YSL - bardzo ładne! A ramiona szerokie... wnerwia mnie ten trend... bo mnie pomniejsza!

No dobra, jedźmy dalej. Temperley London, tym razem w Nowym Jorku, gra na melodię Etno-rock. Jak dla mnie to ten płaszcz wycięty z Ottinger:

Na pokazie Thakoon trochę powiało nudą, ale przynajmniej nie było tam ani jednej ramoneski. Wniosek - tylko Azja może nas uratować. Choć przecież sama mam ramoneskę i sobie chwalę. Dobry news - czapy są serio bardzo bardzo. Znowu czapy futrzane typu rusek - kurde, mamy taką w domu z młodości Marii, ale ta czapa się jakoś zaśmiardła. Za to Mary ma najmniej zmarszczek z całej rodziny... to wszystko sprawa alg, moim zdaniem!

Trochę zabawne - jakby sekretarka, której odcięli dopływ energii elektrycznej w biurze:

A oto modna czerń z klasą - fajne, nowoczesne, tylko jeszcze mieć 180 i życie staje się prostsze...

Derek Lam to kolejny obrońca pepitki:

A zwariowana Betsey zaprosiła nas do swojej kuchni - oto jej wersja szarej sukienki:

No a Jill Stuart postawiła na zgraną już nieco stylistykę rockową. Nie wiem, czy ja mam jakieś zboczenie? Dla mnie te podarte gacie, te kurtki ze skóry, to wszystko stało się już nudne i zgrane. Nie widziałam jeszcze nikogo tak ubranego, ale i tak mi to zbrzydło? Czy jakieś podfruwajki się tak poubierają???? Nie wiem, ja czuję się w takim stroju jak 40latka pijąca piwo w HRC... no serio. Ten strój ma radykalne działanie - nie przenosi nas w bezczas, lecz wręcz odwrotnie: podstarzałych postarza, a młodych zmienia w idiotów. No cóż. Nie wiem, jaką trzeba mieć urodę, żeby w tym dobrze wyglądać i nie budzić dziwnych konotacji...



OK - trochę mi to złośliwie wyszło, ale tak to jest z amerykańskimi pokazami, czasem wkurzają swoją nijakością...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

O nareszcie widze nie tylko zdjecia, ale i tekst, bardzo zresztą widzenia wart;) Dzięki:)

Marzena pisze...

Bardzo to wszystko ciekawe co pokazujesz na tym blogu.Większością rzeczy można sie zainspirować i skomponować coś dla siebie,wzorując sie na najnowszych trendach :P
Przeglądałam Twój drugi blog,ale niestety nie mogę poradzić sobie z zostawieniem komentarza pod postami,a jest tam kilka fantastycznych zdjęc,które mnie zachwyciły.Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

troche to wstydlwie wyznanie ale nic to
przeczytalam twojego drugiegi bloga od deski do deski
przesluchalam polecana muzyke, siegnelam po kilka ksiazek, odkurzylam dawno nie widziane filmy

jestes bardzo inspirujaca osoba, dziekuje !