wtorek, 21 września 2010

London Fashion Week 2

Jesienny sezon już mi niestraszny, ponieważ właśnie wzbogaciłam się o wrześniowe hiszpańskie wydanie Vogue'a z ulubionym dodatkiem Collectiones. Wraz z gazetkami przyjechał do mnie z zagranicznych wojaży ten cudowny prezencik a la Carrie Bradshaw - czuję się modowo spełniona, no i oczywiście I love you, Mariola :* Dodatek o kolekcjach jest wyjątkowo solidnie zrobiony i nie wykluczam po Fashion Weekach jakichś postów z close-up'ami jesiennych tkanin. Jestem fetyszystyką papieru, jak mam coś wydrukowane, dopiero to zaczynam widzieć... A jak się okazuje przeoczyłam wiele z jesiennej mody - piksele skradły mi niejedno doświadczenie. No ale my przecież mamy teraz wiosnę - do Londynu!

Nie można dziś zacząć inaczej - wszyscy zaczynają tak samo... Christopher Kane! Kane po prostu dał po garach ;-) Nie mogę powiedzieć, że mnie to zaskakuje, ponieważ od wielu sezonów wypatruję na londyńskim horyzoncie nowych poczynań Kane'a. Tak kolorowej kolekcji projektant chyba jeszcze nie ma na swoim koncie. Kane zaczerpnął inspirację ze skrajnie różnych źródeł: od radyklanie neonowej marki Cyberdog po wyszukany styl księżniczki Małgorzaty, hrabiny Snowdon, młodszej siotry panującej obecnie królowej Eżbiety II. Czy pokaz Kane'a to znak, żeby odświeżyć sobie meandry dziejów brytyjskiej rodziny królewskiej? Nie do końca. Kane jest w tej kolekcji superironistą: miesza rzeczy zupełnie nieprzystające, a ziarna rozkładu swej misternej idei ukrywa w samych tkaninach: soczyście barwne sukienki szyje z performowanej skóry pokrytej warstwą lśniącego winylu. Naturalne i sztuczne to już nie dychotomia. Do neonu tradycyjny sweterk w romby - czy ktoś mi jeszcze powie, że czegoś w modzie nie można łączyć? Ja sama mam dziwaczne skojarzenia z tą kolekcją - od taniej ceraty po święty obrazek zmieniający oblicze w zależności od kątu obserwacji. Ponieważ Kane stawia na plisy: jego solejki są jednak równie "naćpane" jak neonowe ironiczne "kreacje". Nadruki w wysokiej rozdzielczości widzimy dopiero z boku, gdy modelka stawia krok. Do tego szyfony w malutkie kropeczki i bogactwo koronek, oczywiście w wesji neon. No cóż - ten pokaz chyba będzie jednym z częściej cytowanych w podsumowaniach wiosennych trendów. Toż to magia, a na taki sarkazm stać chyba tylko Brytyjczyka ;-)


Paul Smith doskonale balansuje między kobiecym stylu kilku swoich ostatnich kolekcji i typowym dla niego męskim krawiectwem. W wiosennej kolekcji dominują bluzki i spodnie oraz marynarki, które swą długością dorównują sukienką mini. Wariacje na temat tych typowo męskich części garderoby to szmizjerka, kombinezon i spodnie o szerokich nogawkach. Wkradło się też kilka deseni, takich jak kropki, te słynne róże Paula Smitha oraz troszkę bardziej damskich barw: fiolet, ceglasty brąz, żółty. Ogólnie gdy oglądam takie kolekcje mam sporo impulsu myślowego - co jest jeszcze totalnie męskie, czy w ogóle kategorie męskie/damskie w modzie mają jakikolwiek sens? Na ulicy tylko co trzecia, czwarta kobieta ma na sobie sukienkę - może myślenie kategoriami męskie/damskie to jakiś anachronizm. Sama już nie wiem ;>

Jeśli na sukienkce sąsiaduje ze sobą motyw gałki ocznej i kwiatu hibiskusa, a dobór akcesoriów graniczy z żarem w bardzo złym guście, to musi być Giles :-) I doprawdy doczekać się już nie mogę, co Giles zaprojektuje dla Ungaro. Szczególnie po tej kolekcji. Słowo daję, że te gigantyczne pompony na głowach wyglądają jak aluzja do ostatniej kolekcji Sonii Rykiel, tylko że infantylizm Gilesa jest o wiele bardziej przewrotny. Projektant miksuje po mistrzowsku: swetry z dziecinnym wzorem w zwerzątka i neonowymi ściągaczami łączy ze spódnicą z plisowanego szyfonu, obok ultraseksownych sukienek z wyeksponowanym biustem pojawia się żart w postaci bombkowatej sukienki drukowanej w wielkie znaki "X", całkiem podobne do tych, którymi zasłania się sutki w kolorowej prasie czy teledysku Lady Gagi. Wszystko skąpane w kiczu lat 70tych z dodatkiem mocnego makijażu i kocich okularów w neonowych oprawkach. Giles uderza też w bardziej subtelne tony - jego cieliste sukienki są naprawdę świetne. No to teraz czekam na pokaz Ungaro.

Erdem Moralioglu przygotował wiosennę kolekcję na fali wystawy, która w tym tygodniu otwarta zostanie w V&AM, a której projektant jest kuratorem. Wystawa dotyczyć ma Diagilewa i wielkich triumfów Ballets Russes w międzywojennej Europie. Nie mogło więc być inaczej - przede wszystkim lekkość, elegancja i splendor. Jak zwykle u Erdema w kolekcji dominują koronki i jedwabie drukowane w kwiaty, tym razem kwiaty może troszeczkę słowiańskie. Do tego sandały również z kwiatowym nadrukiem. Piękna kolekcja Erdema, chciałoby się powiedzieć: jak zawsze.


Dla wyciszenia kolekcja Acne. No cóż - konsekwentny minimalizm tej marki może się wydawać już może nieco pretensjonalny. Przynajmniej ja mam w tym roku takie wrażenie. Wszyscy dookoła szaleją (niecierpliwie czekam na wielkich graczy w rodzaju Prady, Lanvin czy YSL), a tu tak samo kostycznie jak zwykle. No może za wyjątkiem tej czerwieni. Oto więc fragmencik podobo hippisowskiej (?!) kolekcji Acne: żeby nie było, że wszyscy poszli w kwiatki i neony ;-)

1 komentarz:

Dagne/blog o... pisze...

Hah to hippisowskie Acne ...popłyneli :)
Erdem świetny jak zawsze.