środa, 22 września 2010

London FW 3

Punktem wyjściowym nowej kolekcji Burberry Prorsum są uniformy motocyklistów. Christopher Bailey cytuje charakterystyczne przeszycia skórzanych spodni i kurtek całkiem dosłownie - dla mnie (laika w kwestii motocyklowej) niektóre projekty są jak żywcem zdjęte z właściciela Harleya, który przynajmniej raz na tydzień zakłóca mi nocny spokój swoimi wyścigami po Trasie Łazienkowskiej. No może poza tymi projektami, które występują w metalizowanych srebrnych i złotych tkaninach. Moi motocykliści nie mają też kolców na ramionach czy ćwieków na opiętych spodniach. No i rzadko noszą lamparcie cętki czy wężową skórkę. No właśnie - odskocznią od tego mocnego stylu jest dla Baileya mała jedwabna sukienka, drapowana, uszyta z warstwowych falban, drukowana w panterkę w różnych wariantach kolorystycznych. Do stylu Burberry nawiązują beżowe trencze, których w tym pokazie nie brakuje. Nowoczesnego charakteru dodaje pasek w kolorach niebezpiecznie zmierzających w stronę neonu. Może nie jest to aż tak mocna kolekcja jak ta zimowa, której kopie można znaleźć obecnie w każdej sieciówce, ale ta wiosenna wariacja na temat marki Burberry też robi spore wrażenie. Ach te kolce!


W nowej kolekcji Jaeger London Stuart Stockdale postawił na sztukę współczesną. Od gry asymteriami, graficznymi wzorami i perforacjami w minimalistycznych czerniach i kremach projektant przechodzi do kontrastowania tkanin: pojawiają się modne prześwity, ażur i kolor: zielenie, szafir czy żółty. No i mamy tu też wielkie graficzne kwiaty w burgundzie i szarościach. Kolekcja Jaegera ciągle balansuje miedzy odzieżą sportową (parki, luźne spodnie, bluzy) a wyrafinowaną elegancją w minimalistycznym wydaniu - sukienki, marynarki i komplety z graficznym motywem to oaza całkiem przyjemnego odpoczynku w dobie powrotu kiczu i glamu. I to jest właśnie ciekawa kolekcja.

Jonathan Saunders również zapatrzył się gdzieś w galeryjne ściany, bo malarskość jest główną cechą jego wiosennej kolekcji. Chyba to były jakieś dzieła oscylujące wokół środka 20tego wieku: łagodna, ale dosadna, kolorystyka mocno kojarzy się z latami 50tymi (czyżby Mad Men?), a nakrapianie z Jacksonem Pollockiem. Kolekcja Saundersa jest wspaniała - nie ma w niej ani pretensjonalnego minimalizmu, ani kampowego przegięcia. Jest za to sporo znanych nam już trendów wiosenno-letnich: plisowania (tutaj kontrafałdy), lakierowane wstawki, a przede wszystkim prześwity. Saunders tworzy letnie sukienki i doskonale skrojone marynarki, a najciekawsze efekty uzyskuje właśnie dzięki transparentnej warstwie (nie jest to szyfon tylko drobna siateczka), często z powieleniem malarskiego deseniu. Wygląda to wprost bajecznie. Już teraz wiem, że jest to jedna z lepszych kolekcji wiosennych.

Projektanci, którzy twardo kroczą obraną ileś dekad temu ścieżką, nie muszą wyglądać prognoz trendów. Po prostu - pokazują to, co zawsze, a i tak nikt nie oskarży ich o wtórność. Bo któż mógłby oskarżyć o wtórność Vivienne Westwood? Wydaje mi się, że są jeszcze takie całkiem stare modowe ośrodki, które nie opierają swoich pomysłów na tym, co aktualnie obowiązujące czy zgodne z aktualnie wracającym Zeitgeistem, tylko odwołują się do pewnych krawieckich technik, metod kroju, form sylwetki, dzięki którym stały się rozpoznawalne. I tak jak w przypadku Westwood również niepodrabialne. Mamy więc starą nową kolekcję Westwood Red Label z politycznym przekazem i punkowym duchem. A jak miło popatrzeć!

Jeszcze jeden londyński post i zmykamy do Mediolanu!

1 komentarz:

Dagne/blog o... pisze...

Jak to się dzieje, że choc w modzie powiedziano już teoretycznie wszystko za każdym razem mam wrażenie, że oglądam coś zupełnie innego...