środa, 8 września 2010

Na zakupy!

Wchodząc do sklepu z ciuchami w dwójnasób przekraczam bramy raju. Imaginacyjnie jestem wśród autentyków: Prada sąsiaduje tu z Diorem, a Lanvin leży na półce obok Chloe. Jedwabie, koronki, szyfony i Made in Italy. Imaginacyjnie... mam kredyt ze snów. W realności mijam mniej lub bardziej udane falsyfikaty, które jednak... przez reminiscencję.. uznaję za przedsmak prawdziwych rozkoszy. Rozkosze owe - jak Platońskie idee - mają w sobie tyle blasku, że kontakt z nimi grozi nadszarpnięciem zmysłów. Nakarmiona tą świadomością, odbity w lustrze raj taksuję jak oryginał. Fantasmagoria napędza euforię, gdy ta się kończy pozostaje kac. Znacie to uczucie? Wchodzi się z jesiennego chłodu do gigantycznych sieciówkowych sklepów i czuje jak ciało wypełnia ciepło spełnionych marzeń. Wszystkie moje odzieżowe fantazje, mnożące się od ostatnich Fashion Weeków, urzeczywistniają się na kolejnych wieszakach HM'u i Topshopu. Gdy z tego gigantycznego tortu wykrawam kilka kawałków i zabieram ze sobą "na wynos", spełnienie często ustępuje miejsca rozczarowaniu. To źle leży, to tandetne, to zmechaciło się już w przymierzalni, a tamto się elektryzuje. "Noszenie grozi pożarem!" Taki napis powinien widnieć na niektórych ubraniach z poliestru. Nie ma jednak powodu, żeby się oszukiwać. Wszyscy kupujemy w sieciówkach i bezkrytycznie wydajemy tam masę pieniędzy.  

Przynoszę wam z Instytutu Wzornictwa całkiem dobre wieści - okazji do rozmieniania się na drobne w sieciówkach będzie jeszcze więcej. Byłam właśnie na jesiennym rekonesansie marek, które w Polsce reprezentuje Ultimate Fashion, i niniejszym donoszę, że za chwilę w warszawskiej Promenadzie otwierają nowy sklep River Island. Tym bardziej się cieszę, że do wszystkich sklepów tej marki w Warszawie jest mi nie po drodze, a po tym, jak ostatnio zobaczyłam na rondzie ONZ panią defilującą w tej sukience a la Lanvin, mam wielką chrapkę na kiecki z RI. Jesienna kolekcja RI zawiera w sobie telegraficzny skrót wszystkich chyba trendów sezonu, od lat 70tych i mody vintage, poprzez inspiracje wschodnim czy norweskim folkiem oraz boho aż po rockowe i militarne klimaty, które jakoś nie mogą się rozstać z uwielbieniem tłumów. Już teraz żałuję, że nie zabrałam ze sobą aparatu (tak, tak - to chyba sakramentalne słowa w moim życiu...), bo ani packshoty, ani strona RI nie pokazują rzeczy, które najbardziej przypadły mi do gustu. Ale na pewno jestem już zakochana w klasycznym, ciężkim płaszczu, wyszywanej koralikami czerwonej marynarce, pastelowych sukienkach (często z piórami), siateczkowych spódnicach oraz szortach z wysokim stanem. 

Od pierwszego wejrzenia zapadłam też na buty Dune, które w Polsce można kupić obecnie tylko w Poznaniu, ale pod koniec września pojawi się kolejny sklep tej marki, tym razem w Łodzi. Jeśli też nie możecie się napatrzeć na klamerkowe botki i kozaki Diora, w których pozuje Karlie Kloss z poprzedniego mojego posta, to w wersji skórzanej i absolutnie przyzwoitej kupić je można właśnie w Dune. Trudno znaleźć ładnie zaprojektowane kozaki z traktorkiem, a tu znalazłam ideały!

Fajnie też zapowiada się jesienna kolekcja Peacocks, której sklep od niedawna mamy na Gocławiu. Natomiast co do marki Wallis w Polsce mam mieszane uczucia, bo nieodmiennie wiele rzeczy podoba mi się w zapowiedziach prasowych i zdjęciach kolekcji, a potem w sklepie nigdy nie mogę nic ciekawego znaleźć, zaś wieszaki okupują nudne ciuchy dla pań w tzw. wieku balzakowskim. No ale cóż - nie miałam aparatu, nie zrobiłam fotek świetnych minimalistycznych sukienek (minimalistyczny i cięty kilkanaście razy z przodu to jednak nie są wykluczające się pojęcia) i płaszczy w mocnych kolorach. A New Look? W New Looku zawsze znajdzie się wszystko, choć jakościowo sklep trochę mnie odstręcza. Jednak skórzana część kolekcji butów wyjątkowo w tym roku kusi i jeszcze nie wiem, co z tego wyniknie dla jesiennej szafy. Ale trzymam kilka asów w rękawie, bo już za dwa tygodnie przy Marszałkowskiej pojawi się świeży sklep TK Maxx. 

Tak zakupowego postu chyba jeszcze na moim blogu nie było, ale jesienna plucha zawsze ciągnie w stronę zapełniania szafy i robienia zapasów... na zimę. Ta ma być mroźna. Ale wbrew tej naturalnej logice już od kolejnego wpisu wybieramy się w ciepłe kraje, bo oto Fashion Week w Nowym Jorku uważa się za otwarty! ;-)

5 komentarzy:

Rzaba pisze...

uwielbiam sznurowane botki na obcasach!
na pewno sobie podobne sprawie:)

peek-a-boo pisze...

Ta notka brzmi jak polski sequel Wyznan zakupoholiczki ;). Własnie sobie wczoraj zapodałam. Jesli zeskrobac z tego 12 centymetrowa warstwe lukru wychodzi calkiem ciekawa historia.

Kaka Bubu pisze...

Haha, doskonale mnie rozpracowałaś z tymi Wyznaniami, bo właśnie jestem na etapie wynajdywania ciekawych filmów do nowego cyklu na blogu ;-) Ten film mnie odpycha (bo jest dla 12latek), a jednocześnie fascynuje, bo przypomina trochę gumową kaczkę, która wypłynęła na spiętrzone wody totalizującego myślenia o kapitaliźmie :D Ale uroczy jest, trzeba mu przyznać. Zaraz sprawdzę, co ty tam teraz czytasz, przez awarię kompa wszystkie subskrypcje z opery mi się skasowały ;-( Jeśli jeszcze nie miałaś w ręku polecam "Zaburzenie" Bernharda. To jest dopiero literatura, aż serce boli przy czytaniu...

agatiszka pisze...

Niemożliwe, że w Łodzi coś sensownego otwierają... :P

peek-a-boo pisze...

Ha, nie ma jak powtorki na HBO czy innym canale + ;). A na mysl o Twoim nowym cyklu juz sie oblizuje, mam nadzieje, że inauguracja wkrótce?