czwartek, 16 września 2010

NYFW 6

Proenza Schouler - na ten pokaz miałam gigantyczną chrapkę od momentu ich wspaniałego Resortu. Tymczasem spotkało mnie niezłe zaskoczenie. Czekałam na coś w ciemnych barwach, coś mocnego i drapieżnego, a tymczasem panowie zrobili ze swych modelek wzorowe damy! Coś niebywałego. Gdyby nie te kwasowe malunki na bluzkach zupełnie bym nie poznała, że to PS! Bo któż mógł się spodziewać, że ci wspaniali projektanci wymodzą coś z wełny boucle i jedwabnych satyn... A tymczasem: na co drugiej modelce marynareczka w stylu Chanel, klasyczne spodnie, klasyczne czółenka, bezpieczne spódnice, etniczna biżuteria, koronkowe sukienki i jedwabne kreacje w deseń shibori (tak, to mądre słowo będzie ważne w sezonie wiosennym, a oznacza coś w style tie-dye, tylko w wydaniu japońskim). "Hullo?", jakby powiedziała Doda Elektroda... :D Czy to nie sen? Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Tkaniny mają bowiem tekstury godne Issey Miyake: od bąbelków, przez mikrowypustki do tłoczeń w krokodylka. Grzeczne buciki to spikselizowany motyw zwierzęcy, a ubrania zapinane są na ukryte zazwyczaj haftki. Gdy się przyjrzeć, to człowiek nabiera respektu ;-) W wieczorowej części kolekcji rolę dominującą odgrywają szyfony z widocznymi szwami, zdobione falbanką. To wydanie serialu pt. "Przeźroczystości", który zafundowali nam amerykańscy projektanci, zdecydowanie najbardziej mi się podoba. Sukienki z przejrzystej tkaniny, szczególnie w kolorze źółtym są po prostu genialne. No i dodatki, a szczególnie biżuteria - wisiorki z motywem sowy czy żuka widzę już pośród sieciówkowych inspiracji! ;)



Kolekcja 3.1 Phillip Lim tym razem jest wybornie awangardowa. Projektant postawił na minimializm (zastanawiam się, czy Chloe to w tej chwili najbardziej wpływowa modowa marka!), a poeksperymentować postanowił z formami odzieży. Kolorystyka jest stonowana - pośród odrobiny graficznych wzorów i kropek dominują jednolite, mocne bloki barw: od niebieskiego przez cudne brązy do czerni. Lim świetnie wykorzystuje transparentne tkaniny, dokładając coraz to nowe, nieregularne warstwy. A prawdziwym hitem tej kolekcji jest fartuszek. Kto by pomyślał: założyć fartuszek na ubranie i potraktować go jako samodzielny ciekawy element, który nie spełnia żadnej funkcji ochronnej. Po prostu jest: jaka jakaś półspódnica :-) Pomysł szatańsko prosty, ale jaki efekt. Aż naprawde chyba uszyję sobie transparentny fartuszek - teraz widzę go jako skarb mojej szafy! Świetny jest też transparentny płaszcz z czarną lamówką, w ogóle jest to fantastyczna kolekcja!


Anna Sui pokazuje to, w czym jest mistrzynią. Jej wspaniały, sielski styl etno, w którym wszelkie wzory sąsiadują ze sobą w iście hippisowskiej komunie, jest rozpoznawalny i niezawodny. Dżins, szydełkowe szaliczki, kwieciste sukienki, zamszowe dodatki: tutaj jest bezpiecznie, a styl boho sprawdza się zawsze w przypadku dnia bez pomysłu na to, w co się ubrać. Projektanci tacy jak Anna Sui są jak ulubione ciastko - niczym mnie nie zaskakuje, ale nieodmiennie uznaję je za smaczne ;-) A szczególnie smaczne te cieliste sukienki, w których paraduje m.im Lindsey Wixon. Jest boska w Ameryce!

Jeszcze ze dwa posty i ogarniemy Amerykę ;-) A teraz moje oczy proszą o litość i czym prędzej muszą się zamknąć!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

i like it.
(-:

polki-o-modzie.blogspot.com pisze...

3.1 Philip Lim - kupujemy w całości.

CZYTAJ Z UST pisze...

Wybrałaś przepiękne kolekcje. Chyba mamy podobny gust :)